Polskie cuda! Potrafimy wygrać mimo wszystko: oto niesamowite triumfy!

Vive przeszło do historii sportu! Polacy w finale Ligi Mistrzów przegrywali już dziewięcioma golami, ale podnieśli się i po szalonym horrorze pokonali MVM Veszprem po rzutach karnych. To niejedyny tak heroiczny bój Biało-Czerwonych.

Karol Borawski
Karol Borawski

- Chcę was widzieć w walce o wasze marzenia. Chcę, żebyście wstali i byli dumni. Uwierzyli, że wasza koszulka czyni cuda - krzyczał w trakcie niedzielnego finału Ligi Mistrzów spiker Vive Paweł Papaj. Chyba jednak nawet on nie przypuszczał, że wkrótce wielka historia rodem z hollywoodzkich filmów stanie się faktem. Po pierwszej połowie nie było powodów do optymizmu. Wynik 13:17 był trudny, choć nie niemożliwy do odrobienia. Po przerwie Polacy, mocno zmotywowani przez trenera, wyszli z wielką chęcią odrobienia strat. Jednak nic się nie układało i wkrótce przewaga MVM Veszprém urosła do dziewięciu bramek. Wydawało się, że pomóc może jedynie boska ręka. Kielczanie mimo fatalnej sytuacji nie przestali wierzyć w swoje marzenia. Nagle zaczęli zdobywać gola za golem, wspaniale bronić, doprowadzili do wyrównania, a Węgrzy wręcz oniemieli. Wprawdzie nadal walczyli, ale to Vive miało psychologiczną przewagę. Klub z Kielc doprowadził do dogrywki, grał w niej dwie minuty bez ukaranego zawodnika, a jednak nie poległ i doprowadził do rzutów karnych. Co więcej: to Polacy pierwsi spudłowali, a jednak zdołali odwrócić los. Polski klub wstał z kolan i dokonał rzeczy, o której trudno było nawet śnić.

A jakby tego było mało w niedzielny poranek podobny horror zafundowali nam siatkarze.

Polub Piłkę Ręczną na Facebooku
Zgłoś błąd
Komentarze (3)