Dopiero po spotkaniu poczułem ból - rozmowa z Adamem Wolańskim, bramkarzem Travelandu Społem Olsztyn

- Gdy dotarłem na halę, nie miałem nawet czasu na porządną rozgrzewkę. Wpadłem na parkiet praktycznie w trakcie prezentacji i rozgrzałem się w trakcie meczu. Dopiero po spotkaniu poczułem ból. - opowiada dla portalu SportoweFakty.pl o wydarzeniach po wypadku samochodowym bramkarz Travelandu Społem Olsztyn, Adam Wolański.

Zmierzający z Kwidzyna bramkarz i kołowy olsztyńskiej drużyny, w towarzystwie partnerki tego drugiego, ulegli wypadkowi samochodowemu. Na szczęście nikomu nie stało się nic poważnego. Adam Wolański, dzięki uprzejmości klubu Azotów Puławy, który zgodził się na przełożenie meczu o pół godziny, zdążył na mecz. Grając bez rozgrzewki i godzinę po wypadku, był jednym z pozytywnych bohaterów spotkania (popularny Wolak obronił 17 strzałów rywali - przyp. red.), w którym Traveland Społem rozgromił gości 42:24. Marek Boneczko jeszcze tego samego dnia został wypisany ze szpitala. Do poniedziałku na obserwacji w szpitalu pozostać ma partnerka Marka Boneczko.

Łukasz Szymański: Przede wszystkim cieszymy się, że nikomu nic się nie stało. Po wypadku na pewno trochę dochodziłeś do siebie?

Adam Wolański: Faktycznie, zderzenie było bardzo mocne, czego dowodem są dwa samochody do kasacji i droga zablokowana przez parę godzin. A co do adrenaliny po zderzeniu, to trzymało mnie jeszcze w czasie meczu. Zresztą, gdy dotarłem na halę, nie miałem nawet czasu na porządną rozgrzewkę. Wpadłem na parkiet praktycznie w trakcie prezentacji i rozgrzałem się w czasie meczu. Dopiero po spotkaniu poczułem ból. W domu musiałem trochę "odleżeć” ten dzień - klatka trochę bolała od pasów, a dodatkowo w tygodniu przeziębiłem się, więc teraz trenuje trochę mniej.

No właśnie, do gry szykował się Wojtek Boniecki, który był jedynym bramkarzem Travelandu Społem. Na hali zastanawiano się, czy będziesz w stanie w ogóle wystąpić w tym meczu, czy spędzisz go raczej na ławce dochodząc do siebie. Tymczasem zagrałeś świetne spotkanie od pierwszych minut.

- Ustaliliśmy z Markiem (Marek Boneczko - przyp. red.), że ja dojadę do Olsztyna, bo zapowiadał się ciężki mecz i chciałem pomóc drużynie. Jak się potem okazało, spotkanie ułożyło się po naszej myśli i rozgromiliśmy Puławy. Rzeczywiście mecz "wyszedł” wszystkim, czego nie można powiedzieć o gościach.

Z zasady na mecz jedziecie w trójkę, z Piotrkiem Frelkiem. Tym razem było jednak inaczej…

- No rzeczywiście, na treningi i mecze najczęściej jeździmy jednym samochodem. Chudy (Piotr Frelek - przyp. red.) miał szczęście, bo po meczu jechał na wręczanie nagród w plebiscycie na najpopularniejszego sportowca i tym razem pojechał z żoną oddzielnym samochodem.

Jak wygląda sytuacja z Markiem Boneczko?

- Sytuacja nie jest najlepsza. Marek musi nosić kołnierz usztywniający szyję i jest mocno poobijany. Normalnie to by pewnie odpoczywał z dwa tygodnie, ale jak go znam to niedługo wróci na parkiet. Kilka dni przerwy i będzie zdrów jak ryba (śmiech). Krzysiek Maciejewski godnie go zastąpił, ale w obwodzie musimy mieć dwóch sprawdzonych kołowych i wszyscy wierzą, że Marek szybko wróci do gry.

No właśnie. Znów jesteście samodzielnym wiceliderem, ale przed wami seria ciężkich spotkań. Jesteście w stanie wytrzymać tempo i obronić znakomitą pozycję wyjściową przed play-off?

- Sądzę, że tak. Liga udowadnia, że każdy może wygrać z każdym, ale liczymy na wygrane w następnych meczach, a wtedy z Kielcami zagramy o prestiż. Wielu mówiło, że nie utrzymamy formy, a my nadal wygrywamy i udowadniamy, że liczymy się w walce o czołowe lokaty. Póki co najważniejsze jest wypełnienie planu minimum, tj. zajęcie piątego szóstego miejsca, a zobaczymy co się da przy okazji ugrać.

Komentarze (0)