- Byliśmy mocno zmotywowani na ten mecz, bo wiadomo, że to pierwsze spotkanie sezonu, do tego z beniaminkiem, więc wszystko mogło się zdarzyć. Piotrkowianin nie przyjechał się tu położyć - stwierdził Krzysztof Łyżwa. Jego drużyna zaskakująco szybko uzyskała jednak znaczne prowadzenie, które z każdą minutą tylko się powiększało. - W pierwszej połowie właściwie wybiliśmy im z głowy grę w piłkę ręczną. Trzynaście bramek różnicy do przerwy to rzadko spotykana zaliczka - ocenił.
Drugie trzydzieści minut było już nieco słabsze w wykonaniu Azotów Puławy. - Zgadza się. Straciliśmy za dużo bramek, tak że mamy jeszcze nad czym pracować. Zwłaszcza nad koncentracją przez całe sześćdziesiąt minut, bo z lepszym zespołem taki przestój w grze może nas drogo kosztować.
Mimo że rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, trener Marcin Kurowski szybko desygnował go do gry. Oburęczny rozgrywający zyskał widać uznanie w oczach szkoleniowca, bo przez większą część spotkania rozgrywał piłkę na prawej stronie boiska. - Dziękuję trenerowi, że dał mi pograć sporo minut, myślę że w miarę dobrze wywiązywałem się ze swojej roli. Chciałbym grać jak najwięcej i zbierać kolejne doświadczenia - powiedział Łyżwa.
26-latek wrócił do Puław po rocznym wypożyczeniu do Ostrovii Ostrów Wlkp., w glorii króla strzelców pierwszej ligi. Powrót na poziom gry w PGNiG Superlidze może trochę potrwać, ale sam zawodnik optymistycznie widzi swoją przyszłość w Azotach. - Mam nadzieję na taką grę jak w pierwszej lidze, czyli zdobywać bramki i grać dużo pod zespół. Wiadomo, że najważniejsze, by drużyna wygrywała, ale chciałbym mieć w tym swój udział, przenosząc dobrą formę z zeszłego sezonu na parkiety Superligi.
ZOBACZ WIDEO Życzliwość ważniejsza niż język. Oto wsparcie paraolimpijczyków w Rio (źródło TVP)
{"id":"","title":""}