WP SportoweFakty: Dziesięć bramek straty to dużo. Czego zabrakło by powalczyć z Vive?
Jerry Tollbring: Wszystko dobrze się zaczęło. Poprawnie graliśmy jednak tylko na początku. Potem pozwoliliśmy niestety kielczanom na wiele, za wiele łatwych bramek. Vive pokazało jak wyprowadza się wzorowe kontry, dobrze rozgrywali też akcje w drugie tempo, kiedy my nie zdążaliśmy jeszcze zająć swoich pozycji w obronie. Wypunktowali nas.
Wraz z biegiem spotkania malała wasza skuteczność. Po świetnym początku i trzech bramkach w pierwszym kwadransie gry pan również przygasł. Punktem zwrotnym był zmarnowany karny?
- Możliwe. To był moment, kiedy Vive zaczynało nam właśnie odjeżdżać. Miałem okazję aby przerwać ich serię, a tak dołożyli nam jeszcze kilka bramek i ze stanu 11:9 zrobiło się 15:9. Nie sądzę jednak, by jakaś konkretna sytuacja zmieniła obraz gry. Vive włączyło wyższy bieg i potem nie mogliśmy już ponownie zbliżyć się do gospodarzy.
ZOBACZ WIDEO: Selekcjoner pod wrażeniem gry Milika. "Przyszłość przed nim!"
Miał pan okazję mierzyć się z Vive także przed rokiem. Po upływie 12 miesięcy kielczanie to mocniejszy zespół?
- Zdecydowanie. Mają teraz świetnego rozgrywającego, Bombaca, który robi naprawdę wspaniałą robotę oraz nowego bramkarza, Filipa Ivica, który także pokazał klasę w tym spotkaniu. To znakomici gracze. Vive zyskało dzięki nim na sile, co pokazuje chociażby wynik naszego spotkania.
A Kristianstad? Latem przeszliście prawdziwą rewolucję.
- Tak, odeszło dziewięciu czy dziesięciu zawodników - więcej niż pół drużyny. Można powiedzieć, ze jesteśmy teraz zupełnie nowym zespołem, potrzebujemy więc trochę czasu, żeby się zgrać. Potencjał drużyny jest jednak wciąż duży.
Na inaugurację Ligi Mistrzów spotkaliście się z dwoma bardzo silnymi drużynami. Efektem brak punktów na koncie. Jaki cel stawia przed sobą nowe Kristianstad?
- Naszym celem jest wyjście z grupy. Chcemy poprawić wynik sprzed roku, kiedy do awansu zabrakło nam ledwie jednego punktu. Tym bardziej musimy walczyć więc o każde "oczko". Tych musimy szukać przede wszystkim we własnej hali. Co prawda nie udało nam się zatrzymać u siebie punktów z Vardarem, ale w Szwecji możemy sprawić nie jedną niespodziankę.
Po odejściu z klubu Jamaliego czy O'Sullivana, stał się pan jednym z filarów Kristianstad mimo bardzo młodego wieku.
- Nie czuję się jak wschodząca gwiazda. Zresztą w pojedynkę i tak nic nie zdziałam. Potrzebujemy dobrej dyspozycji całej meczowej szesnastki, by móc myśleć o korzystnych wynikach. Mam nadzieję, że strzałem w dziesiątkę okażą się nowi zawodnicy. Przebojem do drużyny wdarł się choćby Philip Henningsson. I w meczu z Vardarem, i tutaj w Kielcach to on był najskuteczniejszym naszym zawodnikiem.
W zeszłym sezonie 70 bramek tylko w fazie grupowej Ligi Mistrzów, potem 27 goli przy 90-proc. skuteczności na igrzyskach w Rio. Niesamowity wynik jak na debiuty w najważniejszych rozgrywkach.
- To był naprawdę wspaniały sezon. Przez cały rok dobrze czułem się fizycznie, gra sprawiała mi radość. Duża w tym zasługa mojego trenera - Oli Lindgrena. Współpracowałem z nim zarówno w klubie, jak i w reprezentacji. Wraz ze swoim asystentem często tłumaczy mi gdzie rzucać, jak bramkarz będzie się ustawiał. Staram się czerpać od sztabu jak najwięcej i wykorzystywać to w praktyce. Ten sukces nie byłby możliwy bez nich.
Szwedom igrzyska jednak nie wyszły. O powtórce z Londynu, obronie srebra, mogliście tylko pomarzyć. Reprezentacja Trzech Koron odpadła już po fazie grupowej. Co się stało?
- Nic nie zagrało tak, jak powinno. Żaden z nas nie zagrał dobrze indywidualnie, zawiedliśmy jako drużyna. Bramkarze nie pomagali obronie, obrońcy nie pomagali bramkarzom. Nasza reprezentacja opiera się przecież na twardej obronie i wielu kontratakach. Pozbawieni ich byliśmy bezradni.
Po tak dobrym sezonie wiele klubów widziało pana w swojej drużynie. Mówiło się nawet, iż starania o pana czyniła Orlen Wisła Płock.
- Nie. Nie było takiego tematu. Dobrze czuje się w Kristianstad. Mam tu wszystko, czego mi potrzeba.
Sportowy idol?
- Nie powinienem się na nikim konkretnym wzorować. Uwielbiam za to podpatrywać innych zawodników i uczyć się od nich za każdym razem czegoś nowego. Jedni swoją grę opierają na potężnym wyskoku, drudzy czarują nadgarstkiem. To fascynujące, że każdy ma swój niepowtarzalny styl. Ja wciąż mam całą karierę przed sobą, czas pokaże w którym kierunku będzie ona podążać. Największe marzenie? Wygrana Ligi Mistrzów.
Rozmawiał Maciej Szarek