Węgrzy po dziewięciu meczach byli wiceliderem grupy B z punktem straty do mistrzów Polski. Teraz wiadomo, że w ten weekend Vive nie wyprzedzą.
Białorusini już na początku meczu pokazali rywalom, że ci będą mieli twardy orzech do zgryzienia. Świetnie mecz rozpoczęli Rastko Stojković oraz Iman Jamali i to głównie dzięki nim Mieszkow po kwadransie prowadził 10:6. Węgrzy straty odrobili jeszcze przed przerwą, ale na gospodarzach nie zrobiło to wrażenia. W drugiej połowie wciąż grali swoje.
Podopieczni Siergieja Bebeszki odzyskali kontrolę nad spotkaniem. Gorąco zrobiło się dopiero trzy minuty przed końcem meczu, kiedy przy wyniku 24:23 niecelnie rzucił Władysław Ostruszko. Goście szansę jednak zmarnowali - bramkarza Mieszkowa nie potrafił pokonać ani Zsolt Balogh, ani Sebastian Skube, a rezultat ustalił Dzianis Rutenka.
Białorusini potwierdzili, że w tym sezonie twierdza Brześć trzyma się mocno. Meszkow w Lidze Mistrzów u siebie przegrał tylko raz - pod koniec września ubiegłego roku drużynę Bebeszki pokonało Vive (29:24).
Mieszkow Brześć - MOL-Pick Szeged 25:23 (14:14)
Najwięcej bramek: dla Meszkowa - Iman Jamali 8, Sergiej Szyłowicz 5, Danis Kristopans 4; dla Picku - Jonas Kallman 6, Denis Buntić 4, Zsolt Balogh 3.
ZOBACZ WIDEO Damian Janikowski nową gwiazdą polskiego MMA?