Uros Zorman: Chcę zostać w Vive. To najlepsze lata mojej kariery

Vive Tauron w jedenastej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów zmierzy się z Celje Pivovarną Lasko. - To dla nas pierwszy finał. Nie możemy już stracić żadnego punktu - mówi rozgrywający Uros Zorman.

Maciej Szarek
Maciej Szarek
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara
WP SportoweFakty: Był wrzesień 2010 roku. Celje wygrało z Vive sześcioma bramkami, pan rzucił ich pięć. Pół roku później Uros Zorman był już po drugiej stronie barykady. Spodziewał się pan tego?

- Na pewno nie, miałem przecież ważny kontrakt. Zawsze moim celem jest wypełnienie umowy, więc dopiero gdy sytuacja na Słowenii zrobiła się zła, to pierwszy raz pomyślałem o zmianie klubu. Na szczęście pojawiło się zainteresowane ze strony Vive. Wypaliło.

Chyba nie mógł pan wybrać lepiej.

- Zostałem tutaj tyle czasu, więc to już o czymś świadczy. Było warto. W Kielcach spędzam jedne z najlepszych lat mojej kariery.

W Kielcach przeżywa pan drugą czy nawet trzecią młodość. Jaki jest sekret długowieczności i formy Urosa Zormana?

- To mieszanka trochę szczęścia - bo nie miałem od dłuższego czasu żadnej poważnej kontuzji - i odpowiedniego dbania o zdrowie, jedzenie, aktywność fizyczną. Kluczem do sukcesu jest też rodzina. Jeżeli w domu wszystko układa się pomyślnie, widać to na parkiecie. Dopiero wtedy piłka ręczna naprawdę może cieszyć.

Rok temu wygrał pan Ligę Mistrzów. Apogeum kariery.

- Poprzedni rok był znakomity. Niby masz już 36 lat, myślisz o emeryturze, a tu trafia się taki wspaniały sezon. Z kadrą zagraliśmy świetny turniej na igrzyskach, z Vive zdobyliśmy, co się tylko dało. Co najważniejsze, przez cały sezon czułem się znakomicie pod względem fizycznym, czerpałem radość z gry.

ZOBACZ WIDEO Łukasz Broź: Chcieliśmy wygrać

Przez te sześć lat wiele pozmieniało się także w Celje. Pan pamięta jeszcze czasy wielkości tej drużyny?

- Kiedy z Celje pierwszy raz wygrałem Ligę Mistrzów, byłem jeszcze bardzo młody. Spędziłem tam kapitalny okres i wciąż mam dużo sentymentu do słoweńskiej drużyny. Celje na zawsze zostanie w moim sercu. Dlatego będę miał mieszane uczucia, jadąc na mecz przeciwko dawnemu klubowi. W niedzielę z całych sił powalczę razem z chłopakami z Kielc. Po mistrzostwach na Słowenii zapanowała euforia, do tego przyjedzie tam najlepszy zespół Europy, więc liczę, że w hali będzie gorąca atmosfera.

Dziś z kolei Celje to drużyna zgoła odmienna - stawiająca raczej na szkolenie oraz na młodych zawodników.

- Celje zmieniło strategię, bo musiało. Wiemy, jak jest w sporcie - są pieniądze, są sukcesy. Teraz na Słowenii nie ma już takich środków. Celje skupiło się więc na wychowywaniu i promowaniu młodych zawodników, którzy mają papiery na granie. Prowadzą jedną z najlepszych szkółek młodzieży w Europie. Nie zapominajmy: ten klub ma sześciu medalistów z ostatnich mistrzostw świata we Francji. Chociażby dlatego czeka nas trudny mecz.

Na Słowenię, co jasne, jedziecie po 2 punkty, ale kibiców niepokoić może zeszłotygodniowa porażka w Mannheim z Lwami. To był tylko wypadek przy pracy, czy Vive jeszcze zbiera jeszcze siły po przerwie na mistrzostwa?

- Akurat w tym roku wielu z nas zostało na czas mistrzostw w klubie, ale w Kielcach też pracowaliśmy ciężko. Musimy ponownie się zgrać. W Mannheim przegraliśmy mecz na własne życzenie. W końcówce zrobiliśmy za dużo błędów, a mogliśmy mieć wszystko w swoich rękach. Do końca fazy grupowej czekają nas cztery mecze i trzeba zdobyć w nich komplet punktów. Spotkanie z Celje to dla nas pierwszy z finałów.

Nawiązując jeszcze do mistrzostw, Słowenia we Francji odniosła wielki sukces. Miło było oglądać grę rodaków, prawda?

- Pewnie, że tak! Byłem bardzo szczęśliwy i dumny z występu chłopaków. To przecież dopiero drugi medal dla Słowenii w imprezie rangi mistrzowskiej, po srebrze Mistrzostw Europy 2004 u nas w kraju. Powiedziałem przed turniejem, że już w kadrze nie zagram, bo muszę odpocząć. Tylko obserwowałem ich poczynania w telewizji i pierwszy raz od dawna nie byłem blisko reprezentacji.

Śledząc występy młodszych kolegów nie przeszło przez myśl, żeby jeszcze wrócić do kadry, czy to już temat kompletnie zamknięty?

- Pewnie, że przeszło. Temat nie jest zamknięty, póki nie zakończyłem kariery. Wciąż jest to możliwe. Wszystko zależy od mojej formy fizycznej. Niczego nie wykluczam, ale zobaczymy jak będę się czuł.

Słowenia ma patent na wychowywanie znakomitych środkowych rozgrywających: pan, Dean Bombac, Zarabec, Bezjak... Polska natomiast zmaga się z ich niedoborem. Dlaczego? To kwestia różnic w szkoleniu?

- To nie jest do końca tak. Po prostu w poszczególnych państwach preferuje się inny typ zawodników. U nas z kolei brakuje dobrze rzucających zawodników z dziewiątego metra.

W tym roku do Vive przyszedł Dean Bombac, za rok dołączy Blaz Janc. Słoweńska kolonia w Kielcach się powiększa. To na pewno cieszy, bo Vive to chyba dobry kierunek dla bałkańskich zawodników.

- Nie tylko dla bałkańskich. Vive to ogólnie znakomity wybór. W ostatnich czterech latach trzy razy byliśmy w Final Four, wyrobiliśmy sobie markę. Zawodnicy chcą grać w drużynie zwycięzcy Ligi Mistrzów. Myślę, że na stałe znaleźliśmy się w piątce najlepszych klubów na świecie i każdy gracz reprezentujący barwy Vive jest dumny z tego powodu. A ja bardzo się cieszę, że tego zaszczytu dostępują moi rodacy.

A ile najbardziej doświadczony i utytułowany z nich - Uros Zorman - zostanie jeszcze w Kielcach? 

- Mam kontrakt do końca tego roku. Rozmawialiśmy i wciąż rozmawiamy na ten temat. Z obu stron pojawiła się wola przedłużenia umowy, chcemy dalej współpracować, więc myślę, że tutaj nie będzie żadnych problemów.

Potem planuje pan karierę trenerską, prawda? Akademia już jest i działa prężnie.

- Tak. Do tego jednak długa droga. Ale faktycznie, mam taki cel. Na razie stawiam dopiero pierwsze kroki w tym zawodzie.

Rozmawiał Maciej Szarek 

Czy Vive Tauron zdoła wygrać wszystkie spotkania do końca fazy grupowej Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×