Dzień konia Alesii Migdaliowej. "Nigdy nie liczę swoich bramek"

WP SportoweFakty / TOMASZ FĄFARA / Na zdjęciu: Alesia Migdaliowa
WP SportoweFakty / TOMASZ FĄFARA / Na zdjęciu: Alesia Migdaliowa

MKS Selgros Lublin zwyciężył Pogoń Baltica Szczecin 24:19 w meczu finalistek poprzednich rozgrywek PGNiG Superligi. - Pokazałyśmy, że nie jesteśmy dziewczynkami do bicia - mówi najskuteczniejsza snajperka spotkania, Alesia Migdaliowa z MKS-u.

Białorusinka rozpoczęła mecz jak natchniona. Najpierw otworzyła wynik, by co chwila mocnymi rzutami z dystansu dziurawić siatkę bramki Pogoni Baltica. Nie myliła się też przy egzekwowaniu rzutów karnych. Przez pierwszy kwadrans z dziewięciu trafień gospodyń, sześć było jej autorstwa. W sumie dziesięciokrotnie wpisała się na listę strzelczyń, będąc bezbłędną w rzutach z linii siódmego metra.

- Nigdy nie liczę ile bramek rzuciłam. Nie do końca jestem też zadowolona z tego występu. Chyba oddałam o kilka niecelnych rzutów za dużo. Tak to jednak wyglądało, miałam dobry dzień, więc sporo zagrywek było granych pode mnie. Ktoś musiał rzucać. Każda z nas dołożyła jednak cegiełkę do tej wygranej. Weronika Gawlik, świetnie broniła, dlatego straciłyśmy tylko dziewiętnaście bramek - powiedziała Migdaliowa. - Trener wystawił mnie do pierwszego karnego, którego wykorzystałam, potem do kolejnych. Zaufanie ze strony trenera jest dla mnie bardzo ważne, dodatkowo mnie mobilizuje - dodała.

W 21 minucie meczu po bramce Migdaliowej na 12:5, coś się jednak w sprawnie działających trybach maszyny, jaką był lubelski zespół, zacięło. Do końca tej części gry gospodynie nie trafiły już ani razu, zaś szczecinianki pięć razy i z pewnego prowadzenia zostały tylko dwie bramki. - Pod koniec pierwszej połowy pojawiło się zmęczenie. Sama rzucałam wtedy na dużym obciążeniu, może trochę niepotrzebnie. Poza tym pojawiało się jakieś rozkojarzenie w obronie - wyjaśniła przyczyny takiego stanu rzeczy.

Forma jaką od kilku spotkań prezentuje leworęczna rozgrywająca MKS-u Selgros napawa optymizmem. Poza dobrą grą w obronie, z której znana jest na parkietach PGNiG Superligi, znowu imponuje formą strzelecką, znaną z czasów gry w jej pierwszym polskim klubie - Starcie Elbląg. Ostatnio Migdaliowa jest jedną ze skuteczniejszych snajperek drużyny lubelskiej. - W jakiejś części biorę na siebie odpowiedzialność za grę, ale taka jest rola nas, bardziej dojrzałych, które są już długo w tym klubie. Musimy w pewnych momentach brać na siebie ciężar gry i dawać przykład młodym zawodniczkom - wyjaśniła.

Ostatnie ligowe spotkanie liderek PGNiG Superligi mogło przyprawić o pewien niepokój. Porażka w kiepskim stylu z osłabionym kadrowo Metraco Zagłębiem Lubin była dosyć zaskakująca. Migdaliowa przekonywała, że nawet o lekkim kryzysie w ekipie mistrza Polski nie ma mowy, a tamto spotkanie tylko wyzwoliło sportową złość jej i koleżanek z drużyny. - W meczu z Pogonią chciałyśmy pokazać, że nie jesteśmy dziewczynkami do bicia. Może przeciwko Zagłębiu nasza gra wyglądała źle i nie dało się na nią patrzeć, ale niestety takie mecze też bywają.

ZOBACZ WIDEO: 17-letnia Polka światową twarzą indoor skydiving. "Teraz będę mogła wypromować ten sport"

Komentarze (0)