Michał Gałęzewski: Zwycięstwem z Olsztynem i awansem do półfinału Mistrzostw Polski spełniliście chyba swoje marzenia...
Michał Wysokiński: Tak, to prawda. Jestem pięć lat w tej drużynie i po tym czasie udało się awansować do półfinałów. Bardzo się z tego powodu cieszymy.
Czy jak jeszcze kilka lat temu graliście w pierwszej lidze podejrzewałeś, że już teraz będziecie grali o tak wysokie cele?
- Nie spodziewałem się tego. To, że awansowaliśmy z powrotem do Ekstraklasy było ogromnym sukcesem, ale teraz sami nie wierzymy w to, co zrobiliśmy. Wygraliśmy w Prima Aprilis, więc trzeba chyba jeszcze trochę odczekać (śmiech, dop.red.)
To jest jednak tylko pewien etap w waszej walce o medal...
- Tak, to jest pewien etap. Mamy teraz trochę wolnego i po świętach będziemy się przygotowywać do kolejnych spotkań. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Na pewno będziemy walczyć do końca, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Czy cztery miesiące temu spodziewałeś się, że na wasze mecze będzie chodziło ponad tysiąc ludzi?
- Nie i jestem w szoku. Chyba wszystko zaczęło się od Kielc, kiedy ludzie przyszli zobaczyć Bogdana Wentę. Kibice nam teraz bardzo pomagają.
Na meczu z Olsztynem było około półtora tysiąca ludzi, a spotkanie to było przecież rozgrywane w środę o 17:30...
- Dokładnie tak. Wielkie dzięki dla kibiców.
Czy ten awans sprawi, że ktoś możny się wami wreszcie zainteresuje?
- Miejmy nadzieję, że tak. Fajnie by było, bo mamy duże zaległości, jeśli chodzi o sprawy finansowe. Nie mamy żadnych sponsorów i gramy dla siebie, swojej satysfakcji i radości.
Można powiedzieć, że masz najbardziej niewdzięczną pozycję na boisku...
- Na tej pozycji dużo zależy od moich kolegów, czy będą mi podawać piłki, czy nie. Jeżeli podają, to staram się zrobić wszystko jak najlepiej, żeby zdobyć bramki, a jak się to nie udaje, to chociaż żeby wywalczyć karnego, lub dwie minuty kary dla rywala.
Dlaczego wybrałeś akurat tą pozycję?
- Ja tego nie wybierałem, zostałem ustawiony na tej pozycji. Odnajduję się na niej i cieszę się, że jest tak, a nie inaczej.
W półfinale będziecie najprawdopodobniej z Płockiem...
- Tak i jest to bardzo ciężki przeciwnik. Będziemy walczyli do samego końca i skóry nie oddamy. Mam nadzieję, że ułoży się wszystko po naszej myśli. Co prawda wygraliśmy z Wisłą dwa razy, ale mecz meczowi nie jest równy i nie jest powiedziane, że na pewno wygramy.
Z zespołami z pierwszej czwórki macie dodatni bilans i poza spotkaniem z Olsztynem, z którym rozprawiliście się teraz, nie przegraliście żadnego meczu w rundzie rewanżowej...
- Ze słabszymi zespołami gramy gorzej, a z lepszymi jest większa mobilizacja i wychodzi jak wychodzi. Cieszę się, że wygrywamy i mam nadzieję, że będziemy to powtarzać.
Widzisz jakieś szanse na przyszłość piłki ręcznej w Gdańsku?
- Ciężko mi powiedzieć. Jeśli ktoś się nami zajmie, wejdzie w sponsoring, to może tak. Jeżeli tego nie będzie, to wątpię żeby było dobrze w Gdańsku.
Zamierzasz tutaj zostać?
- Mam kontrakt do końca tego sezonu. Nic jeszcze nie wiem. Nic nie mówię, bo nie wiadomo jak się wszystko potoczy.