Kapitan ze stali i młode gwiazdy. Norwegowie w drodze po kolejny medal

Materiały prasowe / FRANCE HANDBALL 2017 / Reprezentacja Norwegii
Materiały prasowe / FRANCE HANDBALL 2017 / Reprezentacja Norwegii

Metamorfoza, jaką przeszła w ostatnich latach Norwegia to zasługa jednego człowieka. Christian Berge przejął zespół w 2014 roku i po niespełna trzech latach wprowadził na podium mistrzostw świata. Teraz jego młodzi, gniewni chcą kolejnego medalu.

W tym artykule dowiesz się o:

Podczas mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce reprezentacja Norwegii była prawdziwym objawieniem. Skandynawowie nie tylko świetnie grali, ale byli też jedną z najsympatyczniejszych ekip występujących na turnieju. Wolontariusze nie mogli się ich nachwalić, szczypiorniści nie sprawiali żadnych problemów i wszystkie obowiązki wykonywali z uśmiechem na ustach. Nie odmawiali wywiadów, cierpliwie odpowiadali na wszystkie pytania i roztaczali wokół siebie bardzo pozytywną energię. Grono ich kibiców szybko rosło, bo i na parkiecie dawali z siebie wszystko.

Zgrana paczka z charakternym kapitanem

Polską imprezę zakończyli na najgorszym dla sportowców miejscu - czwartym, ale to właśnie w Katowicach i Krakowie hartował się zespół, który rok temu wywalczył srebrne medale mistrzostw świata. Norweska kadra opiera się na młodych, szalenie zdolnych i już doświadczonych zawodnikach. Na gwiazdę światowego formatu wyrasta Sander Sagosen, ale niezwykle zdolni są przecież też Torbjorn Bergerud i Magnus Abelvik Roed. Jeśli dodać do tego nieco starszych - Kenta Robina Tonnesena, Magnusa Jondala, Haralda ReinkindaEspena Lie Hansena czy Kristiana Bjornsena, to wyłania się obraz piekielnie mocnej drużyny. Drużyny, nad którą czuwa niezniszczalny kapitan o stalowych nerwach - 35-letni - Bjarte Myrhol.

W najlepszym okresie swojej kariery usłyszał, że jest chory na raka. Nie poddał się, nie zwątpił i z typową dla siebie zawziętością rozpoczął walkę z chorobą. Wygrał. W sierpniu usłyszał diagnozę, a już w październiku pojawił się na boisku. Zaledwie trzy miesiące po powrocie na parkiet reprezentował swój kraj na mistrzostwach Europy. Tak jak wcześniej planował - po latach spęczonych w Niemczech przeniósł się do Danii, a zmiana klubu w żaden sposób nie wpłynęła negatywnie na jego formę.

ZOBACZ WIDEO Grzegorz Tkaczyk przestrzega kadrowiczów: To może być tragedia

Wielki szok, wielka nadzieja

Zaczęło się od bólu. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Bjarte Myrhol trafił do lekarzy, którzy po badaniu ultradźwiękami wykryli u niego guza o średnicy dwóch i pół centymetra. Diagnoza? Rak złośliwy jądra. Pierwsza reakcja? - Gdy dowiedziałem się, że mam raka, byłem w ogromnym szoku. Teraz jednak jestem całkowicie spokojny. Zdaje sobie bowiem sprawę, że mam duże szanse na pełne wyzdrowienie - mówił wtedy zawodnik. Czasu na myślenie o chorobie nie było zbyt wiele. - Wszystko działo się bardzo szybko. We wtorek dostałem wyniki, a w kolejny piątek byłem już operowany - zawodnik wspominał później w wywiadzie dla Handball-Magazine.

Zaczął się dla niego naprawdę ciężki okres. - Najtrudniejsze było poinformowanie rodziny i mojej dziewczyny. Słowo "rak" często brzmi o wiele gorzej niż jest w rzeczywistości. Tak było w moim przypadku, bo miałem dobre rokowania.
Jak sam mówił, nie miał wpływu na wyniki leczenia, więc pozostawało mu pozytywne myślenie i patrzenie w przyszłość z optymizmem. - Nie miałem wyboru, musiałem to przejść - wyjaśniał. Do wygrania był najważniejszy mecz. Stawka? Życie.

Walka o powrót do zdrowia

Decyzja o operacji nastąpiła bardzo szybko. Następnie zawodnik przeszedł dwa cykle chemioterapii. Jak wyglądało leczenie? - Pięć dni w szpitalu, cztery godziny bardzo ciężkiej terapii. Trzy dni przerwy i zastrzyk, potem znów tydzień i kolejne wstrzyknięcie leku. Między cyklami nie było przerwy. Po pierwszej turze wiedziałem dokładnie, co mnie czeka. Najgorsze były szumy w uszach i dyskomfort w klatce piersiowej - opowiadał zawodnik.

Chemioterapia była czasem próby, piłkarz nie zdawał sobie sprawy, że będzie to aż tak wyczerpujący okres. - Wiedziałem, że muszę przejść przez trudny czas, ale podczas pierwszego cyklu leczenia byłem trochę naiwny. Wydawało mi się, że lepiej wszystko zniosę, ponieważ jestem sportowcem. Myślałem nawet, że będę w tym czasie mógł trenować. Mój stan pogorszył się jednak z dnia na dzień. Szybko zrozumiałem, jak to działa i jakie będzie trudne.

Załamanie i dotyk szczęścia

Myrhol załamał się raz. Gdy dowiedział się, że szanse, że zostanie ojcem są niewielkie. Razem ze swoją partnerką Charlotte Forslund wcześniej długo starali się o dziecko. Bezskutecznie. Wiadomość o chorobie była więc kolejnym ciosem. - Na początku leczenia lekarze powiedzieli nam, że szanse na dziecko będą bardzo małe. To był moment, którego nie zapomną. Po raz pierwszy w tym okresie zobaczyłam, jak Bjarte płacze... - opowiadała w wywiadzie dla portalu queensunited.com partnerka szczypiornisty. Niedługo po zdiagnozowaniu u zawodnika raka, Charlotte zaszła w ciążę. 29 października 2012 na świat przyszedł ich syn Rasmus. Oboje odetchnęli z ulgą. Stał się cud.

Powrót na boisko

Do gry Myrhol miał wrócić w styczniu. W październiku udał się jednak do lekarza i powiedział, że chce już grać. Dostał zielone światło. Pojawił się w 57. minucie meczu z Frisch Auf! Goeppingen, który jego drużyna wygrała 30:25. - Dostałem gęsiej skórki. Cieszę się dzisiaj razem z nim. To niezwykle wspaniała wiadomość, że wrócił do gry - powiedział wtedy komentujący to spotkanie ekspert Sport1 oraz były reprezentant Niemiec Daniel Stephan. Myrhol po raz kolejny pokazał, że jest niesamowicie waleczny i dał niesamowity przykład, że warto wierzyć w pozytywne zakończenia.

Kolejną kropkę nad "i" będzie się starał postawić podczas czempionatu w Chorwacji. Już w pierwszym meczu Norwegowie będą mieli okazję do rewanżu za zeszłoroczny finał mistrzostw świata. Na inaugurację zmierzą się bowiem z Francuzami. W kolejnych starciach czekają na nich natomiast Białorusini i Austriacy.

Źródło artykułu: