To najpiękniejsza historia turnieju. Skazywani na pożarcie Czesi zaskarbili sobie sympatię bezstronnych kibiców. Pokonali mocarnych Duńczyków, odesłali do domu zamożnych Węgrów. Do rundy głównej weszli z dwoma punktami, czyli dorobkiem, który pozwalał im marzyć o półfinale. Kibicował im cały kraj, choć wcześniej ich wyjazdem do Chorwacji nikt specjalnie się nie interesował. Reprezentanci poczuli się bardzo mocni. Wprawdzie już nikt ich nie lekceważył i odpadł im element zaskoczenia, ale na fali entuzjazmu chcieli pokusić się o kolejną sensację.
Dla Niemców byli jak ubodzy krewni. Nie grają w Bundeslidze, tylko Roman Becvar, Leos Petrovsky, Tomas Mrkva i Milan Kotrc zakotwiczyli na drugoligowej prowincji. Obieżyświat 34-letni Ondrej Zdrahala - sensacyjny lider strzelców - na co dzień rzuca bramki dla przeciętnego szwajcarskiego Otmar St. Gallen. Na papierze potyczka Dawida z Goliatem. Bo jak zawodnicy ze słabiutkiej ligi czeskiej czy europejskich średniaków mogli zagrozić gwiazdom THW Kiel, Rhein-Neckar Loewen i innych potentatów? A jednak.
Czesi nadrabiali ambicją i walecznością. Herszt obrony Pavel Horak nie pozwalał bezkarnie przedzierać się przez środek. Jedynie Steffen Faeth ratował twarz kolegów z drugiej linii. Dorobek pozostałych niemieckich rozgrywających był żałosny - zaledwie dwie bramki przed przerwą, w drugiej połowie nie lepiej. Solidną robotę między słupkami wykonał nowy strażnik, Tomas Mrkva. Selekcjonerzy Daniel Kubes i Jan Filip zaskoczyli, posadzili na ławce bohatera rundy wstępnej Martina Galię.
Zmiany w bramce dokonał też Christian Prokop. Między słupki wszedł Silvio Heinevetter i ratował Niemców przed katastrofą. Jak zawsze, wykonał kilka akrobatycznych parad i wyhamował zapędy drugiego najlepszego strzelca Czechów, Stanislava Kasparka. Szczególną opiekę dostał Zdrahala i nie kąsał tak jak z Węgrami.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Tomasz Wiśniewski to za mało. Azoty rozstrzelały Stal
Niemcy celebrowali każdą akcję, usypiali rywali i przyspieszali. W tempie jednak dalekim od tego sprzed dwóch lat, kiedy na kilometr epatowała od nich żywiołowość. Wyglądało to tak, jakby obrońcy tytułu oczekiwali na kryzys fizyczny oponentów.
Czesi nie pękli. Teraz albo nigdy. Widzieli, że mistrzowie Europy grali bez charakterystycznego dla siebie zęba, pojedynki z Mrkvą przegrywał nawet Uwe Gensheimer. Fenomenalni Faeth i Heinevetter mogli nie wystarczyć. Ten drugi powinien się cieszyć, że zlitowali się nad nim sędziowie. Ekscentryczny golkiper po jednej z interwencji uderzył Tomasa Cipa. Niezbyt mocno, jednak za sam zamiar zasługiwał na czerwony kartonik.
Padało mało bramek, spotkania rozczarowało poziomem, bardziej przypominało bitwę na wyniszczenie. Czechom kilka razy zagotowały się głowy, niespodziewanie najwięcej jakości dawał skrzydłowy Cip, ale i tak utrzymywali 1-2 bramki prowadzenia. Niemcy oczami wyobraźni widzieli pewnie okładki gazet po ewentualnej klęsce i zabrali się do roboty.
Kapitalną zmianę w bramce dał Andreas Wolff, w 55. minucie, przy stanie 19:18 obronił karnego Zdrahali, chwilę potem Jannik Kohlbacher oszukał Mrkvę z koła. Piękna czeska opowieść o walecznych szczypiornistach zbliżała się do końca. Wolff odbił jeszcze dwa rzuty i obrońcy tytułu pozostali w gronie kandydatów do medalu, choć na chwilę obecną na krążek po prostu nie zasługują.
Czesi znów pokazali charakter. Bez zbędnego patosu - po prostu brakło umiejętności i obycia. Przez 10 minut nie rzucili bramki, a trenerzy Kubes i Filip nie mogli skorzystać z tajnej broni. Bo wszystko, co najlepsze, trzymali na parkiecie.
ME 2018, grupa II:
Niemcy - Czechy 22:19 (9:10)
Niemcy: Heinevetter (12/29 - 41 proc.), Wolff (3/4 - 75 proc.) - Gensheimer 3/1, Lemke, Wiencek 1, Reichmann, Pekeler 1, Weinhold 1, Weber 2, Faeth 8, Groetzki 1, Haefner 1, Kuehn, Kohlbacher 2, Drux 2
Karne: 1/1
Kary: 6 min. (Drux, Faeth, Wiencek - po 2 min.)
Czechy: Mrkva (10/32 - 31 proc.) - Hrstka, Becvar 1, Landa, Horak 3, Kotrc, Kasparek 4, Stehlik, Petrovsky, Zdrahala 4/2, Cip 6, Zeman
Karne: 2/3
Kary: 8 min. (Landa, Becvar, Stehlik, Hrstka - po 2 min.)
Sędziowie: Matija Gubica, Boris Milosević (Chorwacja)