Na finiszu grupy II w łeb wzięły wszystkie kalkulacje. Czesi zremisowali ze Słoweńcami i oba zespoły nie mogły zagrozić Hiszpanom i Niemcom. Ta dwójka między sobą miała rozstrzygnąć bój o półfinał.
Hiszpanie byli w o tyle uprzywilejowanym położeniu, że mogli zremisować. Narzucali mnóstwo goli Czechom na inaugurację i nabili sobie dodatni bilans bramowy. Niemców ratowało tylko zwycięstwo. A z tym było krucho, w Chorwacji wygrali tylko ze słabeuszami z Czarnogóry, po męczarniach pokonali Czechów, zremisowali ze Słowenią i Macedonią.
Trener Christian Prokop ewidentnie chciał zneutralizować drugą linię Hiszpanów. Postawił w obronie na trzech chłopów na schwał - Finna Lemkego, Patricka Wiencka i Maximilliana Jankego. Silnych, bezkompromisowych, aczkolwiek niezbyt zwrotnych. Ich słabości wypunktowali Hiszpanie. Julen Aguinagalde zgarniał piłki zanim w ogóle orientowali się w czasoprzestrzeni. Obrotowy VIVE Kielce przed przerwą cztery razy nie dał szans Andreasowi Wolffowi.
Bramkarz Niemców i tak zatrzymał kilka groźnych rzutów. W przeciwnym razie, z obrońcami tytułu byłoby krucho. Oprócz dwóch miotaczy Juliusa Kuehna i Philippa Webera, prezentowali się marnie. Kai Haefner zszedł na przerwę z oszałamiającymi wynikiem 0/4, równie słabą połowę zagrał Steffen Weinhold, statystował zachwycający w Lidze Mistrzów Uwe Gensheimer. Do wyniku 14:13 rękę przyłożyli hiszpańscy golkiperzy. Gonzalo Perez de Vargas i Rodrigo Corrales kręcili się wokół 50 proc. skuteczności.
ZOBACZ WIDEO Mecz, jakiego nie było. PGE Vive Kielce zagra w Dubaju o pół miliona dolarów
Mistrzowie Europy zawodzili. Nie ma sensu rozpływać się nad ich rywalami, bo Hiszpanie po prostu prezentowali się solidnie. W prawym sektorze autostradę do bramki otwierali sobie Eduardo Gurbindo i David Balaguer, reszta ich osiągnięć wynikała z indolencji Niemców. Ci w niczym nie przypominali szalonej ekipy sprzed dwóch lat. Wspominaliśmy o tym przy każdej możliwej okazji, ale zespół Prokopa stracił prawie wszystkie swoje atuty. Począwszy od młodzieńczego entuzjazmu i pasji. Wolff i Silvio Heinevetter wszystkiego nie zatrzymają.
Co tu dużo pisać, Niemcy przyjechali do Chorwacji w nędznej formie. Mecz z Hiszpanami tylko dobitnie to potwierdził. Najlepszym podsumowaniem ich nieporadności niech będą trzy karygodne błędy rozgrywających. Przeskrobał głównie Weber. Grając bez golkipera, w ciągu może 100 sekund, w identyczny sposób stracili trzy piłki. Na pustą bramkę biegali Gurbindo i Raul Entrerrios, nie wypadało im spudłować. Rzucili odpowiednio szóstą, siódmą i ósmą bramkę z rzędu (23:15). "Bad Boys" zostali wdeptani w parkiet. Drużyna stworzona przez Dagura Sigurdssona istniała tylko teoretycznie.
Reszta meczu była tylko konsekwencją wcześniejszych zdarzeń. Prokop zaczął mieszać. Ratował się Heinevetterem, Jannikiem Kohlbacherem, liczył na Kuehna i skuteczniejszego po przerwie Haefnera. Zamiast zrywu, obejrzeliśmy łabędzi śpiew. Końcowego odliczania nie dało się zatrzymać. Wyrachowani Hiszpanie w półfinale.
Na tym poziomie nie można wygrać, notując aż 15 strat. Niemcy ponieśli klęskę, nie zagrają nawet o 5. miejsce i z podkulonym ogonem wrócą do kraju. Skończyli jako 9. drużyna kontynentu.
ME 2018, grupa II:
Niemcy - Hiszpania 27:31 (13:14)
Niemcy: Wolff (9/27 - 33 proc.), Heinevetter (3/8 - 38 proc.) - Gensheimer 2/1, Lemke, Wiencek 2, Reichmann 4, Pekeler 2, Weinhold, Weber 4, Faeth, Groetzki 2, Haefner 5, Janke, Dahmke, Kuehn 4, Kohlbacher 2
Karne: 1/2
Kary: 4 min. (Weinhold, Gensheimer - po 2 min.)
Hiszpania: Perez de Vargas (6/16 - 36 proc.), Corrales (11/28 - 39 proc.) - Gurbindo 4, Rivera, Entrerrios 4, A. Dujszebajew 5, Sarmiento 2, Aguinagalde 4, Canellas, Morros, Arino 1, Guardiola, Goni, Sole 5/5, Balaguer 6, Figueras
Karne: 5/6
Kary: 2 min. (Gurbindo - 2 min.)