Reprezentacja Polski przegrała z Czarnogórą różnicą sześciu bramek. - Jest to bardzo mocny zespół, a reprezentantki Czarnogóry są bardzo silne fizycznie. Miało to na pewno znaczenie, choć porażki w Gdyni możemy upatrywać w niewykorzystanych sytuacjach - przyznała Sylwia Lisewska.
- Miałyśmy ich bardzo dużo, doprowadzałyśmy do dogodnych sytuacji bramkowych, ale nie potrafiłyśmy ich zamienić na bramkę. Nie mówię że byśmy wygrały, gdybyśmy wszystko trafiły, ale wynik oscylowałby w okolicach remisu i byłoby troszkę lepiej - dodała rozgrywająca reprezentacji Polski.
W kadrze Czarnogóry więcej zawodniczek potrafiło wziąć ciężar gry na swoje barki przez praktycznie cały mecz. - Gdyby każda trafiła to, co było do trafienia, to nasze bilanse bramkowe byłyby też lepsze. I na protokole i na tablicy wyników by to lepiej wyglądało. Skupiałyśmy się na obronie, by zablokować drugą linię, a w I połowie rzucały nam skrzydła i koło. Tam jest zagrożenie na każdej pozycji i trzeba większej skuteczności - stwierdziła Lisewska.
Już w sobotę Polki pojadą na rewanż do Czarnogóry. W eliminacjach do mistrzostw Europy kluczowe wydają się jednak mecze z drużynami, które są w tabeli za Polkami. - Nie ma co kalkulować i odpuszczać Czarnogórę, bo nigdy nie wychodzi to na dobre. Trzeba wyjść na rywala z pełnym zaangażowaniem, bo możemy zająć pierwsze miejsce w grupie. Pojedziemy walczyć i zostawić kawał zdrowia. Jak skorygujemy grę w ataku i lekko poprawimy obronę, to będziemy mogły powalczyć jak równy z równym. Skupiamy się na każdym kolejnym spotkaniu, nie myślmy co będzie dalej - podsumowała szczypiornistka.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Patryk Małecki zatrzymał Chrobrego Głogów. Nie przeszkodził mu cios w twarz