Paweł Podsiadło: Możemy przerwać hegemonię VIVE i Wisły

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Mówi pan, że wiele się tam nauczył. Także życiowo. Taki wyjazd na pewno poszerza horyzonty. 

Pewnie. Inny kraj, inna kultura. Poznaje się język, nawiązuje się znajomości. Na początku, gdy człowiek wyjeżdża do obcego kraju, uczy się mimowolnie. Jest sam, musi wszystko ogarnąć, poradzić sobie. I to bardzo dobrze, bo to świetna szkoła życia. Cieszę się, że miałem wtedy obok osobę Michała Salamiego, bo grałem razem z nim przez trzy lata w Selestat. Jeżeli miałbym doradzać młodym zawodnikom, to tylko żeby wyjeżdżali. Nie tylko można w ten sposób podnieść swoje umiejętności sportowe, ale to też po prostu fajna przygoda.

To może i pan wyjechał za późno?

Miałem 25 lat. Czy to późno? Uważam, że to był dobry okres, by zdecydować się na wyjazd. Wcześniej nie śpieszyło mi się z tym. Wiadomo, korciło, by spróbować swoich sił za granicą, ale, jeśli grałem w najlepszym klubie w Polsce, w Lidze Mistrzów, zdobywałem mistrzostwa Polski, to nie myślałem tak często o transferze. Dopiero gdy, tak jak mówiliśmy, w Kielcach było to małe trzęsienie ziemi, wiedziałem od razu, że chcę się sprawdzić poza Polską. I mimo wielu ofert z kraju, nawet nie brałem ich pod uwagę. Jedyny kierunek, który się dla mnie liczył to inna liga.

Czego tam pana nauczyli?

W porównaniu do tego co było, gdy wyjeżdżałem z Kielc, po jakimś czasie już we Francji, na pewno poprawiłem grę przy wysuniętych obronach. W Polsce rzadko kto tak grał. Ogólnie nabrałem dużo doświadczenia. Rozwinąłem się i zespołowo, i indywidualnie, zyskałem większy przegląd pola. To była dobra szkoła.

Po meczu z VIVE można było odnieść więc wrażenie, że przekwalifikowali tam pana na środek rozegrania.

Nie, nie! W spotkaniu w Kielcach grałem tam czysto z przymusu. Mówiłem już, że mamy bardzo dużo kontuzji. Piotr Masłowski czy Bartek Kowalczyk nie są jeszcze w pełni sił po powrocie do gry lub odczuwają małe dolegliwości i takie mamy efekty. Tak się trafiło, że akurat wszyscy środkowi się "wysypali". Zasugerowałem więc sam, że faktycznie, zdarzało mi się we Francji grywać na środku i mogę postarać się łatać te dziury.

A widzi tam pan siebie w ogóle?

Powiem tak: na środku mam lepsze i gorsze spotkania. Nie zawsze czuję się tam pewnie. To też zależy od preferowanej obrony rywala. Zdecydowanie pewniej czuję się na lewym rozegraniu, bo to jednak jest moja nominalna pozycja, ale staram się grać jak najlepiej wszędzie tam, gdzie mnie pośle trener. Raz wychodzi lepiej, raz gorzej. Pewnie, że wolałbym grać zawsze na lewej stronie, ale by być uniwersalnym zawodnikiem i dawać jak najwięcej drużynie, trzeba też starać się umieć grać na wszystkich pozycjach.

Ale raczej ma pan ciąg na bramkę. Zresztą: we Francji rzucił ponad 600 bramek, teraz też dobija pan do średniej - zaraz przekroczy setkę. To w roli rzucającego czuje się pan chyba najlepiej.

Tak, zdecydowanie. Przez większość życia tam gram, więc nie jestem typowym playmakerem, który zrobi robotę dla bocznych rzucających, raczej też szukam pozycji do rzutu pod siebie. Dlatego nie można ode mnie wymagać gry jak Bombac czy Zorman.

W reprezentacji też mógłby pan tak porzucać?

Na razie widzę to tak, że Piotr Przybecki ma swój pomysł na reprezentację i bardzo fajnie, że ją odmładza, bo wierzę, że w przyszłości będziemy zbierać tego owoce. Patrząc po powołaniach, to 90 proc. tych chłopaków należy uznawać za młodych lub bardzo młodych, więc ja się tam na siłę nie pcham. Oczywiście, jeśli przyszłoby powołanie, to jak najbardziej chciałbym kadrze pomóc, ale na razie staram się stać mocno na ziemi, nie rozmarzać, skupiać się na grze w Azotach, a czas pokaże czy będę miał jeszcze szansę. Ze swojej strony jeszcze nie powiedziałem "nie" dla reprezentacji. Zobaczymy co życie pokaże.

Prawdziwej szansy nigdy pan jednak w kadrze nie dostał. Była ogromna konkurencja, na wielki turniej nigdy pan nie pojechał.

Rzeczywiście. Było trochę w tym pecha. Bodajże trzy razy mi kontuzje przeszkodziły na drodze do wyjazdu: raz zerwałem coś w nodze, raz miałem problem z barkiem, za trzecim razem też coś mi się przydarzyło. Do tego dochodziła ta duża konkurencja, trochę wspomnianego pecha, no i tak się złożyło, że faktycznie nigdy takiej prawdziwej szansy nie dostałem. Ale nie narzekam i się nie użalam. Cieszę się i z tego, że mogłem być czasem przy tej reprezentacji na zgrupowaniach, bo wtedy też człowiek się uczy, a pozostały fajne wspomnienia.

Pozostał też niedosyt?

Na pewno tak, bo dwa razy byłem na rezerwie, ma się nadzieję na wyjazd w takich sytuacjach, ale nie będę się na nikogo obrażał czy wspominał pecha, bo fajnie, że w ogóle byłem brany pod uwagę w takim towarzystwie; że byłem na szerokich listach. Nie udało się? Trudno, tyle mogę teraz powiedzieć. Inni byli lepsi, a może i ja będę miał jeszcze swoją okazję. Kto wie.

Teraz z Puław na zgrupowania, przynajmniej kilometrowo, mam bliżej. Szkoda, że gdy miałem te naprawdę bardzo dobre sezony we Francji nie dostałem jakiejś szansy, ale rozumiem, że konkurencja była wtedy bardzo duża. Mówi się trudno.

Teraz za to, po fali rezygnacji "starych" gwiazd, chyba zrobiła się luka. 

Zależy jak na to spojrzeć. Jest przecież utalentowany Tomek Gębala, jest Paweł Genda, który wyjechał do drugiej ligi w Niemczech, będzie się tam pewnie fajnie rozwijał, jest też młody Szymon Sićko. Także jeśli chce się myśleć o reprezentacji na przyszłość, to trzeba raczej stawiać na tych młodych chłopaków. Mam nadzieję, że będą się wystarczająco dobrze rozwijać za granicą, bo dwóch ostatnich ma taką szanse, i to oni będą stanowić w przyszłości filary reprezentacji.

Tego zaplecza nie da się jednak porównać z tym, co mają Francuzi. Jaki jest ich sekret?

Tak, szkolenie młodzieży we Francji zasługuje na uwagę. Każdy klub ma sekcje od czwartego czy piątego roku życia. Tam grają takie małe dzieciaczki, a potem są wszystkie szczeble aż do rezerw. Każdy klub ma tak. Cała ta infrastruktura, pomysł na szkolenie i to, ile tych dzieciaków trenuje, jest niesamowite. To też zasługa innego rozwiązania: żeby grać w najwyższych ligach, oprócz spełniania kryteriów infrastrukturalnych, budżetowych etc., trzeba mieć zespoły juniorów i młodzieżowe.

A zainteresowanie?

Można powiedzieć, że dzieci walą tam do klubów drzwiami i oknami. Pamiętam, że chłopaki po 18-19 lat są tam już regularnie w pierwszym składzie i w pierwszej "siódemce", o niektórych mówi się, że są już ograni. W Polsce to na teraz nie do pomyślenia.

Jak się spojrzy na skład Francuzów, to można to dostrzec: Richardson, Remili, Mem, Farbregas, Kounkoud - wszyscy mają po około 20 lat. To efekty szkolenia. Francuzi nie będą musieli się martwic przez wiele następnych lat, o ile nie dekad, o zaplecze zawodników.

Da się coś przenieść do Polski?

Trudno mi się tutaj wypowiadać. Na pewno dobrze by było zaadoptować jakieś rozwiązania ze szkolenia we Francji. Jak to zrobić? Za to muszą już się zabrać ludzie, którzy się tym zajmują. Na pewno trzeba bardziej zainteresować młodzież. We Francji się udało, my też mieliśmy przecież swoje sukcesy - czy to reprezentacji, czy klubów.

Pan był jednak przy tym, jak to wszystko powstawało. Za chwilę Francuzi mogą mieć trzy drużyny w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, wielka Bundesliga - dwa.

Tak się złożyło, że faktycznie przyjeżdżając do Francji, ta liga zaczęła się jeszcze bardziej piąć do góry i z roku na rok stawała się jeszcze silniejsza. Teraz to na pewno druga siła w Europie, po Bundeslidze. Też jestem pod wrażeniem tego, jak szybko to się tam zmieniało, jak dobrze to wyglądało. Coś niesamowitego. Po prostu widać, jak bardzo piłka ręczna jest tam popularna.

Rodrigo Corrales mówił mi po transferze do PSG o stabilizacji tej ligi. Zawodnicy mają nawet swój związek zawodowy.

To prawda. Liga francuska dużo skorzystała też na tym, ze w Hiszpanii nastąpił kryzys. Atletico Madryt zbankrutowało, wiem, że pensje w Hiszpanii się obniżyły, co spowodowało, że wielu graczy zaczęło wyjeżdżać. Część trafiła właśnie do Francji. Dwa, że zaczęto zwyczajnie pompować więcej pieniędzy w drużyny, to zachęciło zagranicznych graczy. Organizacja jest tam super, zawodnik myśli tylko o tym, żeby jak najlepiej grać, o niczym więcej. O nic nie trzeba się martwić, klub pomaga we wszystkim, zainteresowanie TV jest bardzo duże, wszystkie mecze pokazywane są jak nie w telewizji, to na internecie, wszystko "na żywo". Rozbudowane statystyki, możliwość śledzenia czego się chce na bieżąco. Jest wszystko.

To na koniec: PSG czy VIVE?

Ha! Dobre pytanie. Będzie trudno wytypować. Zależy czy Nikola Karabatić się wykuruje, bo czytałem, że ma jakiś uraz. Uhh.. ciężko. Ja będę jednak patriotą i kielczaninem, więc chciałbym i wierzę, że to VIVE awansuje.

Dla chłopaków nie ma jakiejś szczególnej rady na PSG. Wydaje mi się, że trener Dujszebajew dobierze odpowiednią taktykę i jeśli chłopaki dobrze ją zrealizują, zagrają na miarę swoich dużych możliwości i na najwyższych obrotach, to może się udać. Na pewno my możemy spodziewać się za to dwóch świetnych meczów. Można nawet powiedzieć, że czeka nas przedwczesny finał.

Obserwuj autora na Twitterze! 

Czy Azoty Puławy w ciągu najbliższych 3 lat przerwą hegemonię VIVE i Wisły?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×