Polskie bolączki. Czesi obnażyli słabości szczypiornistów

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce ręcznej
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce ręcznej
zdjęcie autora artykułu

Kiedyś to Czesi patrzyli na nas z zazdrością, teraz my podziwiamy ich rozwój. W Katowicach wyraźnie pokonali Polaków 25:21. Przed rewanżem w Zubri trener Piotr Przybecki ma o czym myśleć. Stare problemy wróciły jak bumerang.

Dziura na środku

Michał Potoczny wrócił do kadry po kontuzji i liczyliśmy na duży jakościowy skok na środku. Pomysłów starczyło mu tylko na 15 minut. Potem mnożyły się niedokładności, Czesi odczytywali jego zamiary i neutralizowali zagrożenie. Z dystansu właściwie bez zagrożenia, jedyne bramki rzucił z karnych.

Za Potocznym ciągnie się łatka wybawcy Biało-Czerwonych, przypięta mu po czerwcowych meczach el. ME z Serbią i Rumunią. Chyba za szybko wykreowano go na zbawiciela, przecież w Superlidze zagrał mniej spotkań niż Piotr Chrapkowski w reprezentacji. I podczas październikowego Golden League, i z Czechami, męczył się na środku, nie zdziałał nic wielkiego. Ma dopiero 23 lata i może dużo dać kadrze, ale nie oczekujmy od razu cudów.

Niewiele lepiej spisał się ograny w Bundeslidze Łukasz Gierak. A na pewno po jego występach w Niemczech spodziewaliśmy się więcej, przynajmniej pod względem asyst, bo w tym elemencie jest jednym z najlepszych w Luebbecke. Z Czechami dostał pół godziny, był niewidoczny, malutki plusik za grę w defensywie, którą poprawił od czasu wyjazdu z Polski.

Więcej alternatyw na środku nie ma, taki jest stan posiadania. O testach Stanisława Makowiejewa mało kto już pamięta, na innych wyróżniających się środkowych jeszcze za wcześnie.

Chimeryczni prawi rozgrywający

Rafał Przybylski po staremu. Fenomenalne zagrania przeplatane prostymi pomyłkami. Najpierw sprawdził wytrzymałość siatki, a potem przygasł na wiele minut. Trzy razy stracił piłkę, z nieprzygotowanej pozycji odpalił obok bramki. Jakby dopadła go zadyszka, bo w lidze francuskiej ostatnie dwa spotkania z przeciętną skutecznością.

Drugą połowę grał Paweł Paczkowski, prochu nie wymyślił, bardziej zasiał ziarenko niepokoju, co do swojej przyszłości. O tym za chwilę. Co do występu - przyzwoita końcówka, dwie indywidualne akcje, wcześniej trzy pudła. Do naszych mańkutów jeszcze jeden przytyk - prawie w ogóle nie dogrywali do skrzydeł, Michał Daszek i Arkadiusz Moryto umierali z nudów w prawym narożniku.

Paczkowski vs. amatorzy, przyspawany Chrapkowski

Wróćmy do tematu Paczkowskiego. VIVE Kielce na dwa lata wypożyczyło prawego rozgrywającego do Motoru Zaporoże. Odkąd ukraiński zespół odpadł z Ligi Mistrzów, jego klub rozgrywa spotkania w pół-amatorskiej krajowej lidze. Trener Patryk Rombel przyznaje, że poziom większość zespołów jest bardzo niski, liczy się tylko lokalny rywal, ZTR, którego Motor zlał już cztery razy w sezonie i zaraz może zapewnić sobie mistrzostwo. Ze średniakami wygrywa różnicą 30-40 bramek. Bodajże w żadnych europejskich rozgrywkach nie ma takiej przepaści między liderem a resztą. Kadrowiczowi brakuje poważnego grania i widać to coraz bardziej. Zupełnie nie radził sobie z twardą czeską obroną i Martinem Galią. Problem dostrzega trener Przybecki.

- Potrzebuje grać co trzy dni, to taki typ zawodnika. Nie mając rytmu meczowego, podejmuje nie do końca racjonalne decyzje. Będę z nim rozmawiał na ten temat, zobaczymy, jak to będzie w przyszłości.

Z najlepszymi na świecie regularnie mierzy się Piotr Chrapkowski. Zazwyczaj ściera się z rywalami w obronie, do ataku biega bardzo rzadko, wyłącznie w kontrach. Niezagrożoną pozycję ma Duńczyk Michael Damgaard i jedynie z powodu kontuzji ustępował Polakowi miejsca.  Akurat w tych spotkaniach Chrapkowski spisywał się co najmniej dobrze.

Potencjał jest, trzeba go tylko uwolnić. Z Czechami przez kilkadziesiąt minut biegał z przodu. Jak sam powiedział, zagrał słabo, w głowie siedziały mu dwie pomyłki. - Na pewno brakuje ogrania meczowego. Treningi to nie to samo - mówił. Jego skuteczność bardzo przydałaby się kadrze, bo nie wystarczy liczyć na kilka ustawionych akcji pod Tomasza Gębalę.

Brak elementu zaskoczenia

Z Czechami nie funkcjonowała druga linia, więc rywale okopali się na szóstym metrze i rzadko dopuszczali Polaków do rzutów z koła czy z narożnika. Skrzydłowi skończyli raptem dwa ataki pozycyjne. Mało, bardzo mało. Szczypiorniści mieli też pracować nad dograniami do obrotowych. Tu było nieco lepiej, choć też bez szału. Patryk Walczak dostał kilka piłek, potrafił wywalczyć karnego. Po raz kolejny zawiódł natomiast Marek Daćko. Kołowy Górnika dwa razy urwał się obronie, ale koncertowo zepsuł rzuty i obił Martina Galię. Jednym golem na pewno nie przekonał trenera Przybeckiego, dla którego był i raczej pozostał ostatnim wyborem na tej pozycji. Inna sprawa to brak fluidów na linii zawodnik - trener. Na początku roku obrotowy żalił się w wywiadzie z katowickim "Sportem", że jeździ z kadrą na wycieczki i grywa zaledwie ogony.

Trenerzy Jan Filip i zwłaszcza Daniel Kubes (kiedyś zabijaka w obronie) przygotowali defensorów na warianty gry Polaków. Momentami Biało-Czerwoni wyglądali na bezradnych, rywale postawili mnóstwo bloków, na oko ponad 10. Czystych pozycji z drugiej linii było malutko.

Jedyne, co w pełni wychodziło Polakom, to rozegrania pod kątem Tomasza Gębali. Olbrzym z Orlenu Wisły wychodził w górę i trafiał w spektakularny sposób. Swoją drogą, kibice wymagają od niego zdecydowanie więcej niż od innych i pamiętają mu głównie złe wybory, czytaj - irytujące wejścia na szósty metr. Znowu dostał po uszach, ale tym razem niezasłużenie, zagrał więcej niż przyzwoicie. Na koncie cztery efektowne bramki, czego chcieć więcej. Potem wchodził w obronę, bo koledzy nie stwarzali mu pozycji.

Źródło artykułu:
Czy Paweł Paczkowski powinien zmienić klub?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (1)
avatar
Nicpoń i Bełkot
6.04.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Myślałem , że tylko ja z dnia na dzień mogę zejść na małpy .