Francuskie kluby znów na topie. "Nie boimy się przyszłości"

PAP/EPA / FRIEDEMANN VOGEL /  Montpellier HB
PAP/EPA / FRIEDEMANN VOGEL / Montpellier HB

Podium Ligi Mistrzów w sezonie 2017/2018 zostało okupione przez francuskie zespoły. W finale rozgrywek Montpellier HB pokonało HBC Nantes, a w meczu o trzecie miejsce lepsi od Vardaru Skopje okazali się zawodnicy Paris Saint-Germain HB.

Wszyscy przyzwyczaili się już do wielkich aspiracji klubu z Paryża. W tym roku milionerzy ze stolicy zostali przyćmieni przez dwa inne zespoły znad Sekwany. Prawdziwymi rewelacjami ostatniego sezonu okazały się zespoły z Nantes i Montpellier. Ci drudzy w pełni zasłużenie sięgnęli po trofeum - byli nie tylko najlepsi podczas turnieju finałowego, ale na przestrzeni ostatnich miesięcy prezentowali najładniejszą, najszybszą i najbardziej efektowną piłkę ręczną. W finale mieli jednak godnych siebie przeciwników, bo gracze Antiego też imponowali swoją postawą. Skąd ta eksplozja dobrej formy francuskich drużyn? To nie przypadek, ale długotrwały proces związany z doskonałą pracą wykonywaną przez ligę, związek i związek trenerów.

- Mamy bardzo dobrą ligę, wszystkie kluby ciężko pracują. Mamy dobre relacje z federacją, która pomaga młodym zawodnikom stać się profesjonalistami. Nie boimy się przyszłości, a teraz musimy kontynuować drogę, na której się znaleźliśmy zarówno jeśli chodzi o mężczyzn, jak i kobiety - powiedział trener Anti.

W dwudziestopięcioletniej historii Ligi Mistrzów to drugie zwycięstwo francuskiej ekipy. Oba triumfy dali Trójkolorowym szczypiorniści z Montpellier. Od ostatniej wygranej minęło jednak aż piętnaście lat - w handballu to cała epoka.

- Nie można porównać obu tych sytuacji, oba zwycięstwa były unikalnymi doświadczeniami. Z jednej strony zwycięstwo jest ważne, ale z drugiej najważniejsza jest droga do niego. Po dwóch bardzo trudnych latach znaleźliśmy się na topie i to jest wspaniałe - stwierdził Patrice Canayer.

Spotkanie finałowe było prawdziwym popisem jego podopiecznych. - Byli lepszym zespołem. Nie zaczęliśmy zbyt dobrze, zaliczyliśmy kilka błędów podczas rzutów. Montpellier prowadziło przez bardzo długi czas, udało nam się jednak doprowadzić do remisu 24:24, ale od tego momentu nie potrafiliśmy kontrolować gry. Zaliczyliśmy na końcu jeszcze kilka złych akcji i rywale byli lepsi - podsumował Anti.

- Walczyliśmy do samego końca. W drugiej połowie mieliśmy możliwość odwrócenia meczu, ale nie ma wątpliwości, że Montpellier było lepszą drużyną. Myślę, że można powiedzieć, że obie ekipy były niespodzianką weekendu. Ten turniej to wielka historia dla naszego klubu, a dla mnie personalnie samo bycie tutaj to jak zdobycie tytułu - stwierdził z kolei Dominik Klein, dla którego to był ostatni międzynarodowy mecz w karierze.

Najwięcej smutku słychać było w głosie Cyrila Dumoulina. - Najtrudniejsze jest zaakceptowanie porażki. Nie zagraliśmy tak, jak to było potrzebne, mieliśmy dużo momentów słabości, odrabialiśmy straty, a po chwili znów wracaliśmy do słabej gry. Nie umieliśmy znaleźć balansu - kręcił głową bramkarz.

Dla zawodników Montpellier był to za to jeden najszczęśliwszych dni w ich karierach. - Ten mecz to ukoronowanie pracy, którą wkładaliśmy w przygotowania przez cały rok. Pokazaliśmy, że jeśli ciężko pracujesz, wszystko jest możliwe - cieszył się Diego Simonet - najlepszy zawodnik turnieju.

Montpellier HB w ciągu tygodnia przeszło prawdziwą sinusoidę emocji. We wtorek zespół na ostatniej prostej stracił szansę na mistrzostwo Francji, a w niedzielę świętował bycie najlepszą ekipą w Europie.

- Po tym, jak straciliśmy szansę na zdobycie mistrzostwa Francji, przyjechaliśmy do Kolonii i wygraliśmy Ligę Mistrzów. Mieliśmy tylko kilka dni, by skupić się na spotkaniu z Vardarem. Nasza obrona w obu meczach była jednak bardzo dobra, bramkarze spisywali się niesamowicie i to jest klucz do sukcesu. Rzucenie 35 bramek nic ci nie da, jeśli stracisz 36. To było celem - stracenie jak najmniejszej liczby goli i w obu meczach to zadziałało - wyjawił Vid Kavticnik.

- Te dwa dni w Kolonii to dla sportowca najbardziej intensywny weekend, jaki można mieć. Nie znajduje słów na to, by opisać jak szczęśliwy jestem ze zdobycia trofeum po jedenastu latach przerwy. To szaleństwo. Organizacja i wszystko wokół tego wydarzenia było po prostu perfekcyjne - dodał rozgrywający.

ZOBACZ WIDEO Toulouse FC pozostaje w Ligue 1. Cudu nie było [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]