Polek nie było w turnieju finałowym mistrzostw Europy ostatni raz w 2012 roku. Naszą kadrę prowadził wówczas Kim Rasmussen. W swojej grupie eliminacyjnej zajęliśmy trzecią pozycję, za potentatami w żeńskim handballu - Czarnogórą i Rosją. Biało-Czerwone tym razem wylosowały łatwiejszych rywali i po pięciu spotkaniach są już jedną nogą we Francji.
W Koszalinie zagrają swoje ostatnie spotkanie w kwalifikacjach. Rywalem będzie Słowacja, czyli aktualnie 22. reprezentacja w rankingu EHF. Mamy przewagę punktową, psychologiczną, przewyższamy nasze południowe sąsiadki pod względem sportowym. To powinno być decydujące. Nie wystarczy jednak tylko wyjść na parkiet. Samo się nie wygra, ale akurat o tym w naszym teamie wiedzą wszyscy. Gramy u siebie. Mamy wbić rywalkom gwoździa do trumny. Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, po raz trzeci z rzędu pokażemy się Europie.
W ostatnim meczu z Włoszkami staraliśmy się grać bardziej na zewnątrz. Polki uruchamiały skrzydła. Startowały sprintem pod drugie pole bramkowe. Kiedy było trzeba, przypominały o swojej silnej drugiej linii. Jedynie mniej widoczne były nasze obrotowe. Zarówno Joanna Drabik, jak i Joanna Szarawaga nie dostawały wielu piłek. Najwyraźniej taki był plan A, drugiego nie trzeba było wprowadzać w życie. Nie będzie jednak dziwić fakt, jeśli w niedzielę (3 czerwca), to właśnie dzięki rzutowi z koła postawimy kropkę nad "i".
Liderką Słowaczek jest Simona Szarkova. Tylko w tych eliminacjach trafiła już 21 razy. Na Euro w 2014 roku zachwyciła wszystkich nie tylko swoją grą, ale przede wszystkim nadzwyczajną urodą. Wielu widziało ją jako modelkę. Wróżyło wielką karierę. Ona odcięła się od plotek. Postawiła na sport. Na co dzień reprezentuje DHK Banik Most, z którym w ostatnim sezonie walczyła w Pucharze EHF. Wsparcie w kadrze daje jej Monika Rajnohowa. Na te dwie postaci trzeba zwrócić uwagę.
Podopieczne Dusana Poloza nie straciły jeszcze szansy na awans. Są one jednak minimalne. Po pierwsze, muszą zgarnąć przeciwko Biało-Czerwonym dwa punkty, co samo w sobie nie będzie proste. Ale to nie koniec. Będą musiały jeszcze liczyć na przegraną Austriaczek z Rosjankami. Do turnieju finałowego promowany będzie jeden zespół z trzeciej pozycji z najlepszym bilansem meczów z dwoma najlepszymi drużynami w swojej grupie. Rozwiązań może być zatem jeszcze więcej.
Nie stawiamy na minimalizm. - Zapewniam, że nie będziemy zważać na to, że Słowaczki, by awansować, musiałyby wygrać w Koszalinie dziesięcioma golami, my mamy przecież swoje cele. Musimy wygrywać, a że zaprezentujemy się przed własną publicznością, nie widzę innej możliwości, jak nasze zwycięstwo. Wracamy do domu, aby wygrać ten mecz - zaakcentowała na stronie związku lewa rozgrywająca, Sylwia Lisewska.
W koszalińskiej hali przy ul. Śniadeckich należy spodziewać się kompletu publiczności. Będzie głośno, oby po ostatnim gwizdku także nadzwyczaj radośnie. Początek zawodów o godzinie 18:30. Portal WP SortoweFakty przeprowadzi relację live z tego spotkania.
Polska - Słowacja / 3.06, godz. 18:30
ZOBACZ WIDEO Dwa oblicza Anglików i Nigeryjczyków. Trzy gole na Wembley [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]