Pierwsza cześć sezonu 2008/2009 była pasmem bardzo udanych meczów szczypiornistów, którzy pod okiem nowego trenera grali w wielu spotkaniach jak z nut, walcząc jak równy z równym z zespołami ze ścisłej czołówki krajowej. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby w tym czasie przyszło im się zmierzyć na własnym parkiecie ze średnią drużyną europejską, to zaangażowaniem gry i poziomem sportowym mogliby spokojnie równać się z przeciwnikiem.
Pamiętny pozostanie mecz Vive Kielce w olsztyńskiej Uranii, kiedy w pękającej w szwach hali (zajęte boczne przejścia i ludzie na schodach), po 30 minutach, olsztyniacy wygrywali z "Dream Teamem" Bogdana Wenty, by przegrać z utytułowanym przeciwnikiem w ostatnich sekundach meczu. "Po drodze" był udany rewanż z mistrzem Polski, Wisłą Płock. To właśnie wtedy mówiło się, że Olsztyn to "nowa jakość w lidze". Sukcesy olsztynian to, przede wszystkim, doskonała gra "profesorów" Wolańskiego, Boneczki i Frelka, wspieranych przez Szymkowiaka, Kłosowskiego, Petricheeva, Zyśka, Malewskiego i Bartczaka. "Zaciąg z Kwidzyna" wielokrotnie ośmieszał przeciwników i jedynie trener Wenta znalazł sposób na ich doskonałą grę. I można by tak długo słodzić, gdyby nie jeden fakt - w sporcie nic nie jest pewne, nic nie jest stałe, także forma...
Druga pozycja w tabeli w grudniu była szczytem możliwości Frelka i spółki, po którym drużyna zdecydowanie spuściła z tonu. Źle przygotowana do końcówki rundy rewanżowej, zmęczona grą 8-9 zawodnikami ekipa, zaczęła przegrywać z zespołami, z którymi nie powinna sobie pozwolić na porażki. Zajęcie 3. miejsca w lidze było wielkim sukcesem, gra w kratkę na pewno nie. Nie czas i miejsce na analizę tego stanu, bo sezon jeszcze trwa. Trwa, chociaż to już mecze pocieszenia. A wszystko dlatego, że grający w play-off Traveland Społem miał wielka szansę na wejście do czwórki, a na przeszkodzie stał "tylko" zespół z Gdańska, z którym olsztynianie w sezonie wygrali dwukrotnie… Jeszcze raz okazało się, że w sporcie nic nie jest pewne. Grający bez presji akademicy wygrali rywalizację 2:0 i to oni cieszyli się z osiągnięcia dużego sukcesu. Ten dwumecz zakończył się w moich oczach bardzo szybko, za szybko. Był to bardzo duży zawód dla samych zawodników, którzy rozegrali 22 mecze, by dojść do walki o czwórkę. Milczeniem pominę fakt, że olsztyniacy całą rundę grali na to, by mieć przewagę własnego parkietu, by później zagrać pierwszy mecz w… Ostródzie (tymczasem do meczu z AZS-em Traveland tylko raz przegrał na własnym parkiecie w Uranii). Rozczarowanie widać było na każdym kroku - w wypowiedziach, na treningu, podczas kolejnych spotkań. Apogeum nastąpiło w Olsztynie podczas meczu z Chrobrym Głogów. Po wyjazdowej wygranej, na własnym parkiecie szczypiorniści ze stolicy Warmii i Mazur byli cieniem drużyny z listopada i grudnia. Ku zaskoczeniu wiernych kibiców mecz olsztyniakom po prostu nie wyszedł. Oberwało się za to zawodnikom, i słusznie. Rozpalone nadzieje wielu osób szybko zostały zastąpione krytyką. Piłkarze ręczni to jednak ludzie z charakterem - w kolejnym spotkaniu w Piotrkowie Trybunalskim było już widać ogromne zaangażowanie i chęć wygranej. Teraz szczypiorniści z Olsztyna starają się odzyskać szacunek sympatyków Travelandu Społem Olsztyn.
16 maja chłopacy po raz ostatni w tym sezonie zagrają o stawkę w lidze. Zadanie jest "proste" - zagrać z zaangażowaniem, koncentracją i polotem, jaki prezentowali przez większość sezonu. Czy warto "spiąć się" na ten mecz? Warto! Do odzyskania pozostało dobre wrażenie na koniec sezonu, zaufanie kibiców, które została nadwyrężone ostatnimi przegranymi i honor samej drużyny. "Traveland wygrywał w lidze, nie potrafi grać w play-offach" - to tylko jeden z wielu komentarzy w Internecie na temat olsztyńskiej drużyny. W sobotę warmiacy mogą zadać kłam tym opiniom. Czy to był dobry rok dla olsztyniaków? Szklanka może być w połowie pełna lub w połowie pusta. Mam nadzieję, że po wygranej, więcej będzie tych, którzy będą się skłaniać ku pierwszej wersji...