El. ME 2020. Polska - Kosowo. Siadajcie, zaliczone

Polscy piłkarze ręczni pokonali Kosowian 37:13 i zaliczyli "wejściówkę" w kwalifikacjach do mistrzostw Europy. Zwycięstwo było formalnością, rywale zawiesili poprzeczkę na wysokości kolan. Trudno dopiero będzie. Za rok, na turnieju finałowym.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Michał Potoczny Newspix / dam Starszynski / PressFocus / Na zdjęciu: Michał Potoczny
Eliminacje ME 2020 są dziwne, bo nie awansować po prostu się nie da. Raz: EHF powiększyła liczbę uczestników finałów z 16 do 24 drużyn. Dwa: Polacy podczas losowania trafili na dwóch rywali kiepskich i już przed startem rywalizacji było wiadomo, że w starciach z Kosowem oraz Izraelem - zwłaszcza tych domowych - pytaniem nie będzie "Czy?", tylko "Ile?".

Awans do odfajkowania

Twierdzenia, że poziom piłki ręcznej na Starym Kontynencie się wyrównał, to figura banalna i przereklamowana. Sami Polacy jak jeden mąż przyznają, że brak awansu będzie katastrofą. A selekcjoner Piotr Przybecki mówi nam: - Wygranie dwóch pierwszych meczów to obowiązek, nie ma sensu wyciągać z nich daleko idących wniosków. Sprawdzą nas dopiero Niemcy.

Nie jest to lekceważenie przeciwnika, tylko uczciwa ocena sytuacji. Wystarczy podejść do rywala na poważnie, zagrać na przyzwoitym poziomie i awans będzie formalnością. Bo jeśli nie mamy pewnie wygrywać z Izraelczykami czy Kosowianami, to z kim?

Możemy być niemal pewni, że po dwóch eliminacyjnych kampaniach zakończonych klęską - najpierw zespół Tałanta Dujszebajewa z gry o MŚ 2018 wyrzucili Białorusini, Serbowie oraz Rumuni, później drużynę Przybeckiego zatrzymała Portugalia - tą Biało-Czerwoni zwieńczą sukcesem.

ZOBACZ WIDEO Żelazna defensywa Sampdorii. Tylko jeden Polak w pierwszym składzie [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Awans to jednak nie cel, tylko środek do niego. Bo bez znakomitego wyniku na ME nie będzie szansy występu w kwalifikacjach olimpijskich, a bez chociaż przyzwoitego - korzystnego rozstawienia w eliminacjach do kolejnych wielkich turniejów. A po drodze do MŚ 2023 - zorganizujemy je ze Szwedami - czekają nas przecież jeszcze dwa.

Wynik do kosmetyki

Początek meczu w Ostrowcu Świętokrzyskim wyglądał jak rywalizacja wykładowcy ze średnio ogarniętym studentem pierwszego roku. A więc zgodnie z planem. Wystarczyła żywa, agresywna obrona kierowana przez Piotra Chrapkowskiego oraz Patryka Walczaka i rywale byli bezradni. Na pierwszego gola czekali pięć minut, ich bramkarz premierową interwencją popisał się po kwadransie.

Polacy prowadzili 10:1 i zanosiło się na to, że mogą nawet zbliżyć się do rekordowego, 39-bramkowego zwycięstwa nad Brytyjczykami z 1976 roku. Po dobrym otwarciu Biało-Czerwoni spuścili jednak z tonu, nie mogli rzucić gola przez dziewięć minut, a przeciwnicy zabrali się za kosmetykę wyniku.

Mecz nudził, a zaprawiony w spikerce podczas meczów PGE Vive Kielce Paweł Papaj próbował wtłoczyć życie w wypełnione po brzegi trybuny. Z głośników płynęły uznane przez fanów piłki ręcznej szlagiery ("We Will Rock You", cover "Sweet Caroline"), ale na ostrowieckim obiekcie - funkcjonalnym, kolorowym, idealnie skrojonym na miarę miasta - szaleństwa nie było. Takich mamy rywali, taki mamy klimat.

Karty do ogrania

Przybecki w meczu z Kosowianami miał do dyspozycji właściwie wszystko to, co może mu dziś zaoferować polska piłka ręczna. Złamany nos z udziału w meczu wykluczył jedynie Pawła Gendę, a przez ograniczenie szerokości protokołu na trybunach usiedli Piotr Wyszomirski oraz Rafał Przybylski. Skład stworzyło więc sześciu zawodników zbierających doświadczenia na Zachodzie oraz dziesięciu grających w kraju.

Selekcjoner kartami tasował konsekwentnie, ale bez przesadnego efekciarstwa. W talii nie ma jokera, o asach mówić trudno. Do tego miana aspiruje dopiero Arkadiusz Moryto, ale to tylko skrzydłowy. Gigantów w drugiej linii nam brakuje, kluczem do sukcesu w meczach z potęgami muszą być więc zrozumienie, zgrania, odwaga, wyciskanie maksimum z efektu synergii.

Czasu na układanie klocków 46-letni szkoleniowiec ma sporo. Droga do awansu nie ma wybojów ani wiraży, stawką meczów z Niemcami - uzupełniają naszą grupę - powinno być pierwsze miejsce w grupie i lepszy koszyk przy losowaniu turnieju finałowego. Bardzo prawdopodobne, że poważny egzamin - taka typowa dla szczypiorniaka walka na noże, na śmierć i życie - czeka nas dopiero za rok. Już podczas mistrzostw Europy.

Autor na Twitterze:

Polska - Kosowo 37:13 (15:5)

Polska:
Malcher, Kornecki - Chrapkowski, Czuwara 5, Daszek 5, M. Gębala 2, Kondratiuk 5, Krajewski 2, Krupa 1, Łangowski 4, Majdziński 1, Moryto 5, Paczkowski 6, Potoczny, Syprzak 1, Walczak
Kary: 6 min. (Moryto, Krupa, Majdziński - 2 min.)
Karne: 1/1

Kosowo: Curri, Berisha - Ahmeti 1, Beshiri, Cimili, Fetahu 1, Hoxha 1, Jupa 3, Krasniqi 1, Quni, Syla, Tahirukaj 2, Terziqi 4.
Kary: 6 min. (Jupa, Quni, Terziqi - 2 min.)
Karne: 3/5

Najlepszym Polakiem w meczu z Kosowianami był...

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×