Przypadek Johana Jakobssona to jedna z najsmutniejszych historii ostatnich lat w piłce ręcznej. Będąc u szczytu doznał wstrząśnienia mózgu, po którym tylko na moment udało mu się wznowić karierę.
W 2016 roku Szwed został najlepszym prawym rozgrywającym mistrzostw Europy w Polsce, zdecydowanie wyróżniał się w przeciętnej wówczas reprezentacji. Był liderem wicemistrza Niemiec z Flensburga, uznawano go za czołowego mańkuta świata. I nagle krach. W styczniu 2017 roku, podczas przygotowań do MŚ, niefortunnie upadł i uderzył głową o parkiet. Doznał wstrząśnienia mózgu, niby urazu dość powszechnego w świecie sportu, ale konsekwencje tym razem okazały się bardzo poważne.
Po wypadku pozostawał pod opieką neurologów, przechodził szereg badań. Powrót na boisko kończył się w ten sam sposób - przeraźliwy hałas nie pozwalał mu przebywać w hali. Sytuacja poprawiła się dopiero pod koniec 2017 roku. Jakobsson występował w meczach Savenhof (wrócił do ojczyzny dla narzeczonej), dostał powołanie do kadry, zagrał w ME 2018 i... znowu pech.
Po zderzeniu z jednym z Białorusinów Szwed zakończył turniej. Z trybun obserwował, jak koledzy zdobywają srebrny medal. To ostatni tytuł w jego karierze, po rocznej przerwie zdecydował, że dolegliwości uniemożliwią mu przygotowanie optymalnej formy.
Jakobsson czuje się już lepiej, ale nie na tyle, by pomóc Savenhof. - Powolna rekonwalescencja uświadomiła mi, że nie będę mógł ponownie grać. Nadal mam nadzieję na powrót do normalnego życia obok piłki ręcznej - wyjaśnił.
31-latek występował w Savenhof, duńskim Aalborgu, przez trzy lata narzucał mnóstwo bramek dla Flensburga. W 2012 roku został wicemistrzem olimpijskim, w kadrze przejął potem pałeczkę po świetnym poprzedniku, Kimie Anderssonie. Życie szczypiornisty jest bardzo przewrotne - znacznie starszy Szwed uczestniczy w MŚ 2019, Jakobsson szuka sposobu na nowe życie.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Zientarski zachwycony postawą mistrza. "Kosiarką jechałby tak samo"