Arne Senstad: To wspólna drużyna, nie tylko moja [WYWIAD]

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Koleżanka, pracująca w jednym z damskich klubów Superligi, powiedziała mi: "O wiele łatwiej ogarnąć szatnie złożoną z 20 chłopaków niż 20 kobiet". Zgadza się pan?

Na pewno są różnice w prowadzeniu obu zespołów, ale najważniejsze, że cel jest ten sam: zbudować zwycięską drużynę. Trzeba mieć swoje ID, wizję, a potem przekonać zawodników do siebie. Dla mnie zmiana była trudna tylko na samym początku, kiedy wszyscy mówili mi, że powinienem trenować chłopaków, bo łatwo przychodzi mi podejmowanie trudnych decyzji.

Nie denerwuje pana nieprzewidywalność meczów kobiet? Trochę jak w damskim tenisie, jedna zawodniczka może prowadzić 5:0, popsuć kilka piłek i przegrać seta 5:7. Kobiece drużyny potrafią wypuszczać z rąk wygrane mecze.

Nie, bo się kompletnie z panem nie zgadzam! Prawdę mówiąc to widzę o wiele więcej takich sytuacji w męskim handballu. Pana wrażenie może brać się z tego, że jest o wiele mniej damskich klubów czy reprezentacji na topowym poziomie, męskie rozgrywki są bardziej wyrównane. W lidze mamy Zagłębie i Perłę, a potem dziurę, wśród medalistek wielkich imprez także pojawiają się wciąż te same reprezentacje.

Nie czuję się przekonany, ale muszę zaufać. Przejdźmy do wspomnianej Superligi. Poziom, a właściwie jego brak, bardzo przeszkadza?

Potrzebujemy lepszej ligi, to bez dwóch zdań. Popatrzmy na wyniki polskich drużyn w Europie: Perła przegrała niemal wszystkie mecze 10 czy 15 bramkami, Zagłębie 1-stoma z moim byłym klubem. Mówcie co chcecie, to nie jest nauka, tylko zderzenie się ze ścianą. Dobre zawodniczki muszą wyjeżdżać, by podnosić swój poziom i móc zagrać na najwyższym poziomie i mierzyć się z najlepszymi. Według mnie to obecnie najlepsze dla nich wyjście. Jednocześnie jeśli liga ma być silniejsza, musi mieć dobre zawodniczki, więc to skomplikowane. Wyjazd dla samego wyjazdu też nie zawsze jest korzystny.

W Polsce brakuje więcej wymagających zespołów, więcej wyrównanych meczów. Tak, widzę rozwijające się ekipy, ale na ten moment jest to za mało. Są dwie kluczowe sprawy: i potrzebujemy lepszej ligi, i więcej zawodniczek za granicą. Trudno mi znaleźć w Superlidze zawodniczki mogące od razu rywalizować z najlepszymi na świecie.

Mówimy tutaj, że nie od razu Kraków zbudowano. Pan też przyjął taktykę stopniowego budowania zawodniczek, bo kilka młodych dziewczyn dostało od pana szansę. Myślę o Barbarze Zimie czy Julii Niewiadomskiej.

Zawsze lubiłem to robić: oglądać mecze i wyłapywać talenty. To ekstremalnie ważne w polskich warunkach, kiedy ogólnie mamy mało zawodniczek. A takich z doświadczeniem na najwyższym poziomie jeszcze mniej: Kobylińska gra w Brest, Kudłacz-Gloc od wielu lat w Niemczech, Kinga Achruk ma bogatą karierę w Buducnost. Ale reszta? Jeśli chcemy mieć w przyszłości więcej takich dziewczyn, trzeba dawać im szanse i stymulację do dalszego rozwoju od młodego wieku. Ale samo to i tak nie wystarczy. Większość czasu i tak spędzają w klubach, więc tam też muszą mieć warunki do rozwoju. Stąd spotkania trenerów, jak ostatnio w Kielcach, by zaradzić temu razem.

Mój pomysł jest prosty: chcę dawać szansę młodym talentom. Ale tylko wtedy, kiedy naprawdę będę widział ich zaangażowanie, chęć do gry, rozwoju i treningu. Niektóre dostają szansę i ją wykorzystują, inne nie, wtedy jest trudno. Jeśli są chęci, pomogę z całych sił. Ale koniec końców wszystko i tak zależy od nich.

No to muszę zapytać o 21-letnią Kingę Jakubowską, MVP Superligi za ten sezon. Dlaczego jej nie ma w reprezentacji, choć w lidze gra pierwsze skrzypce?

Kinga to bardzo interesująca zawodniczka, która faktycznie w lidze radziła sobie świetnie i chciałbym mieć ją w kadrze. Powołałem ją już na jedno zgrupowanie, ale to co dalej było decyzją jej i klubu, nie moją. Już podczas tego zgrupowania zmagała się z jakimś urazem i gdy wróciła dostaliśmy wiadomość z klubu, żeby nie powoływać dalej Kingi. O powody trzeba zapytać ją.

Ze swojej strony mogę powiedzieć, że wciąż na nią czekam, jeśli zdecyduje się wrócić. Dostanie nową szansę, ale musi sama tego chcieć. Nie będę naciskał. W tej sytuacji wszystko zależy od zawodnika. I przy okazji, jestem ciut zaskoczony, że nikt z mediów jak dotąd nie pytał mnie o nią. Inna sprawa, że okazji nie było za wiele.

*Zgodnie z sugestią trenera - Kinga Jakubowska: - Cały ostatni sezon grałam z kontuzją. Cały czas czekałam na operację, nie mogłam normalnie trenować, grałam tylko w spotkaniach. Więc nie chodzi o to, że nie chciałam, ale po prostu nie byłabym w stanie wytrzymać obciążeń na kadrze, treningów dwa razy dziennie. Nie chciałam też zabierać komuś miejsca w reprezentacji i jechać nie będąc w pełni sprawną. Teraz jestem już po zabiegu, po rehabilitacji na pewno będę walczyć o miejsce u trenera Senstada.

Trenerze, mówił pan o małej liczbie kobiet uprawiających piłkę ręczną w Polsce. Trudno o popularyzację sportu, kiedy właściwie nie ma go w telewizji...

Zgadzam się, że to duży problem. Trudno przyciągnąć dziewczyny do sportu, jeśli rzadko kiedy przypominamy o nim w telewizji czy w mediach. Odniosę się do Norwegii, tam liga jest bardzo silna, więc zainteresowanie też jest bardzo duże. W grudniu, kiedy kobiety rozgrywają swoje mistrzostwa, telewizje sportowe mają swój "prime". Ale tutaj wina jest po obu stronach: jeśli liga nie jest w stanie dostarczyć jakościowego kontentu, ciekawych i dobrych meczów, telewizja nie będzie tym zainteresowana, bo to jej się nie opłaca. To biznes i trzeba to rozumieć. Choć mała pomoc z jej strony na pewno byłaby przydatna.

Wzorem Patryka Rombla w męskiej reprezentacji jest pan odpowiedzialny za współpracę wszystkich kadr narodowych. Jaki jest na to pomysł? 

Główne założenia są podobne jak u panów, czyli sprawienie, by wszystkie reprezentacje, począwszy od juniorek, grały podobnym systemem. Panowie mają jednak trzy SMS-y (Szkoły Mistrzostwa Sportowego - red.), my jeden. Wiem, że Patryk (Rombel - red.) robi tam super robotę. Ja dużo rozmawiam z trenerami młodszych reprezentacji, wprowadzamy wspólnie podobne treningi, taktykę, ale sądzę też, że powinni mieć dużo swobody.

Zauważyłem za to już, że polskie dziewczyny mają naprawdę dobrą technikę! Tylko fizycznie muszą trochę więcej pracować. Mamy pewne pomysły i wraz z innymi selekcjonerami będziemy je wprowadzać.

A jak pan organizuje skauting? Polki graja w przeróżnych ligach, trudno być na bieżąco ze wszystkim...

Staram się! Nie wszystkie mecze można zobaczyć w TV. Nie tylko w Polsce, ale za granicą też. Tutaj pomagają kluby, proszę o wideo i raczej nie ma problemów. Potem siadam i analizuję mecze. Czasem sam wybieram się na nie: w Polsce, ale też np. mogę jechać do Francji i zobaczyć w jeden weekend kilka zawodniczek: Adę Płaczek czy Monikę Kobylińską. Rozmawiam z trenerami klubowymi, śledzę wyniki. Dużo pomaga mi mój asystent Reidar Moistad, który ma bardzo duże obeznanie w Superlidze. Do tego śledzi np. "Fabrykę bramkarek".

"Odziedziczył" pan coś po poprzednim selekcjonerze, Leszku Krowickim?Rozmawialiście?

Nie, nigdy. Oczywiście widziałem wiele meczów reprezentacji pod jego wodzą, szukając możliwości poprawy, ale nie kontaktowaliśmy się. Jestem typem, który woli robić rzeczy po swojemu, nie lubię wielu głosów z zewnątrz co jest dobre, a co złe. Wolę dojść do tego sam. Nie miałbym jednak problemu, gdyby kolejny selekcjoner zapytał mnie o radę po przejęciu ekipy.

W Polsce spędził już pan trochę czasu. Podsumowując: coś na plus, coś na minus?

Więcej na plus. Przede wszystkim infrastruktura, w Cetniewie mieliśmy wszystko, czego chcieliśmy. Związek naprawdę o nas dba. Cieszy mnie jakość pracy wokół zespołu, mój sztab. A poza piłką ręczną? Zupy! Zakochałem się w polskich zupach!

Na minus? Język! Staram się uczyć polskiego, ale to szalenie trudne. Na razie "mówię dzień dobry, ale mało więcej". Zaczynam kojarzyć słowa, ale wciąż biorę kursy. Nie pomaga, że okazji do trenowania polskiego mam mało, a przeczytałem, że to czwarty najtrudniejszy język świata do opanowania. Jeśli chodzi zaś o handball - choć nie jest to minusem - wiem, że czeka nas bardzo dużo pracy. Mówię o wszystkich: trenerach, zawodniczkach z pierwszej reprezentacji i tych uczących się w SMS-ie. Musimy się jeszcze sporo rozwijać, jeśli chcemy dołączyć do najlepszych. A chcemy.

Na naukę ma pan jeszcze trochę czasu. Kontrakt z ZPRP obowiązuje przez 4 lata, do igrzysk w Paryżu w 2024 roku. I to jest właśnie główny cel postawiony przed panem - wywalczenie olimpijskiej kwalifikacji. Ale tego nie dokonał jeszcze nad Wisłą nikt... 

Wiem. I wiem, że dla kibiców, trenerów i federacji jest to najważniejszy cel i ambitne wyzwanie. Mamy na to cztery lata, ale praca zaczęła się już tu i teraz. To nie będzie łatwe, bo miejsc jest mało, ale jeśli ma się udać, to każdy musi dać z siebie sto procent. Można powiedzieć, że czasu jest dużo, ale pracy do wykonania też. To cel długodystansowy.

Obserwuj autora na Twitterze i czytaj jego pozostałe teksty!

Czytaj także:
Transfer Metraco Zagłębia!

Czy jesteś zadowolony(-a) z pracy Arne Senstada na stanowisku selekcjonera rep. Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×