Jeśli któryś z superligowych zespołów wystawia praworęcznego gracza na prawej stronie rozegrania, to głównie z powodu ubytków kadrowych. Po części tak też było w Piotrkowianinie Piotrków Trybunalski, Kamil Sadowski nie wystąpił od września, ale chyba nikt nie żałuje, że akurat Jan Stolarski zajął jego miejsce.
- Kiedyś z konieczności zastąpiłem Szymona Działakiewicza w kadrze juniorów, potem zagrałem na tej pozycji w Anilanie jako nastolatek. Ponownie wróciłem na prawą stronę po przenosinach do Piotrkowa, akurat była taka potrzeba. Nie ukrywam, że sprawia mi dużo radości, kiedy radzę sobie na prawej stronie. Z Kamilem Mosiołkiem i Piotrkiem Jędraszczykiem gramy szybko, bardzo odpowiada mi taki styl - wyjaśnia.
21-latek może się podobać. Nie wybiera półśrodków, brnie do przodu, nie boi się starć z obrońcami. Przy tym wszystkim jest dynamiczny i nieszablonowy. W tym sezonie już dwa razy trafił do siódemki kolejki, zupełnie nie przeszkadza mu niewygodna - jak na praworęcznego - pozycja. W 12 meczach rzucił 44 bramki.
ZOBACZ WIDEO: Zimno od samego patrzenia. W tym Jan Błachowicz jest królem
- Czasem trener Jurecki śmieje się ze mnie, że jestem strasznie elektryczny i powinienem trochę wyluzować. Od zawsze miałem taki styl - piłka pod pachę, gra 1 na 1, bez kalkulacji - mówi nam zawodnik Piotrkowianina.
Do Superligi trafił z Anilany Łódź na przełomie poprzedniego roku. Był absolutnym debiutantem na tym poziomie, ale niezupełnie anonimową postacią. W 2019 roku został wybrany MVP turnieju finałowego mistrzostw Polski juniorów, przez cztery sezony zbierał doświadczenie w I lidze.
- Byłem już dogadany z innym klubem I ligi, Piotrkowianin odezwał się w ostatniej chwili, ale oferował jedynie półroczne wypożyczenie. Zaryzykowałem i postanowiłem, że spróbuję powalczyć o swoją przyszłość - przyznaje.
Stolarski dość szybko przebił się do składu, regularnie występował w rundzie wiosennej. Dla Piotrkowianina był to jednak trudny czas, dopiero rzutem na taśmę udało się zapewnić utrzymanie. Przed kolejnym sezonem drużynę z Piotrkowa uznawano za kandydata do spadku, tymczasem po 12. kolejkach zdecydowanie bliżej jej do czwartego miejsca niż do zagrożonej strefy.
- Graliśmy bez wielkiej presji, dobrze zaczęliśmy i to też miało znaczenie. Wydaje mi się jednak, że przełom nastąpił latem, gdy ograliśmy Azoty Puławy. Niby tylko sparing, a uwierzyliśmy, że potrafimy wygrywać. Osobiście bardzo motywowało mnie to, że mało kto w środowisku na nas liczył. Dobrze czuję się w zespole, mam wielu kolegów, z którymi znam się od lat. Stworzyliśmy taką małą Anilanę w Piotrkowie, od juniorów występowałem z Piotrkiem Jędraszczykiem, Marcinem Matyjasikiem i Antonim Donieckim, w Łodzi grali Tomek Wawrzyniak i Damian Chmurski. To też działa na naszą korzyść - ocenia.
Jego kontrakt w Piotrkowie obowiązuje do końca przyszłego sezonu, ale kwestią czasu jest zainteresowanie silniejszych klubów. - Mam umowę w Piotrkowie i zamierzam ją wypełnić. Za wcześnie, by rozmawiać o przyszłości - ucina spekulacje.
ZOBACZ:
Gwardia zrehabilitowała się za wpadkę
Stal zrezygnowała z niedawnego lidera