Hubert Ptaszek: Auto ciągle wiele razy mnie zaskakuje

Materiały prasowe
Materiały prasowe

Polski kierowca rajdowy Hubert Ptaszek, startujący w cyklu WRC-2 w rozmowie z WP SportoweFakty o wydarzeniach w Rajdzie Korsyki, chwilach strachu, kiedy rajdówka zawisła nad przepaścią oraz o planach na przyszły sezon.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Podczas Rajdu Korsyki razem z pilotem Maciejem Szczepaniakiem mieliście tyle przygód na trasie, że można by nimi obdzielić kilka rajdów.

Hubert Ptaszek: Korsyka okazała się nieszczęsna i pechowa. Początek już był ciężki, bo na dzień dobry złapaliśmy kapcia, a kiedy zaczynasz od dużej straty to automatycznie spada motywacja. Wtedy trzeba poszukać nowego celu na rajd. Chcieliśmy sprawdzić, czy zrobiliśmy postępy na asfalcie, czy po ostatnich zawodach na tej nawierzchni w Niemczech, strata na kilometrze jest mniejsza. Rajd Korsyki jest cholernie trudny, odcinki są bardzo kręte i trudne technicznie. Trzeba się pilnować i sporo ryzykować, jeśli chce się jechać w czołówce. Moja sytuacja jest inna, nie chcę jeszcze za dużo ryzykować, ponieważ nie jestem jeszcze na to gotowy. Auto ciągle wiele razy mnie zaskakuje. Najważniejsze jednak, że wiem, co robię źle i co muszę poprawić.

Nad czym musi, więc Pan jeszcze popracować?

- Przede wszystkim nad wizją drogi. Wiem, co powinienem zrobić, ale nadal brakuje mi jeszcze pewności siebie. Zaglądam w zakręty, zamiast się w nie po prostu ładować. Przeciągam prostą, aby zajrzeć w zakręt i dopiero skręcam. To też nie jest do końca bezpieczne, bo gubi się optymalną linię jazdy i wjeżdża w brud naniesiony przez wcześniejsze auta. Będzie coraz lepiej, musi być. Jestem jeszcze młody, wytrwały i skoncentrowany na robocie. Wiem, że muszę sporo pracować i to robię.

Rajd Korsyki był najbardziej irytujący z dotychczasowych?

- Na pewno był bardzo pechowy. Złapaliśmy kapcia, później ja popełniłem błąd hamując w złym miejscu. W punkcie, w którym powinienem hamować, miałem wciśnięty gaz. Zafundowałem nam małą wycieczkę poza drogę, na szczęście auto nie ucierpiało.

Groźniej wyglądała sytuacja, kiedy omal nie spadliście z urwiska...

- Teraz się z tego śmieje, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Przy dosyć dużej prędkości pękła półoś, kiedy dodałem gazu auto wpadło w poślizg, zaczęło się obracać i zawisnęliśmy nad przepaścią. Maciek zdołał opuścić auto, a ja musiałem zostać w środku, bo pomimo zaciągniętego ręcznego samochód cały czas się osuwał. Musiałem cały czas trzymać wciśnięty hamulec. Po 15 minutach zaczęły mnie łapać skurcze, więc poganiałem Maćka, żeby coś wymyślił. Znalazł konar i położyliśmy go na pedale hamulca. Udało się uratować samochód, gdyby spadł, to nie byłoby co z zbierać.

Rajd Korsyki był dopiero pana drugim startem na asfalcie, po rundzie w Niemczech. Widać postępy?

- Trudno to ocenić, ponieważ charakterystyka odcinków Rajdu Niemiec z tymi na Korsyce bardzo się różni. Inna sprawa, że teraz nie przejechaliśmy odcinka bez jakichkolwiek problemów. Kapcie, złamana półoś, wycieczka poza drogę, ostatniego dnia problemy z redukcją biegów - było ciężko. Nie była więc to dla nas miarodajna próba naszych postępów na asfalcie.

Wiadomo już, jak będzie wyglądał pana przyszły sezon?

- Cały czas rozmawiam z różnymi zespołami, analizuje propozycje i zastanawiam się, która byłaby dla mnie najlepsza. Jestem na etapie zbierania budżetu. Chciałbym kontynuować starty w WRC-2, ale nie zamykam się na inne opcje. Jeśli zostaniemy w tym cyklu, to prawdopodobnie przyszły rok nie będzie wyglądał tak jak ten obecny. Raczej nie zaliczymy wszystkich startów w sezonie, nauczyłem się, że czasami opłaca się, jakiś rajd odpuścić, aby lepiej się przygotować do kolejnego.

Rozmawiał Maciej Rowiński 

ZOBACZ WIDEO: Stal Gorzów przed wyborem. Mistrz Polski ma dwie koncepcje składu

Komentarze (0)