- Nie udało się uratować sprzętu. Mieliśmy tylko dwie godziny na naprawę auta, to zadanie było niewykonalne. Takie jest życie, taki jest Dakar - mówił smutny Michał Krawczyk.
Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk próbowali naprawić samochód przed 12. etapem, ale przegrali walkę z czasem i nie zdążyli na start. - Spodziewałem się, że to jest dla nas koniec rajdu. Problemy nawarstwiały się od początku. Pierwszego dnia okazało się, że w pudełku były inne śruby i straciliśmy sporo czasu. Próbowaliśmy gonić stawkę i zdarzały nam się wpadki, pojawiały się kolejne problemy. Auto nie chciało zapalić, awaria turbiny - opowiadał Krawczyk. Zawodnicy nie składają jednak broni. - Chcemy tu wrócić, to nie jest nasze ostatnie słowo w tym rajdzie - skomentował Krawczyk.
Awaria samochodu Gryszczuka i Krawczyka doprowadziła do sytuacji, kiedy trzeba było podjąć dramatyczną decyzję. Niestety, nie było możliwe zapewnienie odpowiedniej opieki serwisowej na odcinkach obu samochodom RMF Caroline Team. Priorytetem było zachowanie w rajdzie załogi, która ma większe szanse.
- Uznaliśmy, że dla dobra zespołu, będziemy wspierali tylko jeden samochód. Adam Małysz zrobił olbrzymie postępy i ma najlepszą pozycję do ukończenia rajdu, więc naturalne stało się, że to Adaś będzie walczył do końca. My pojedziemy trasą serwisową do Limy i będziemy mogli wspierać mechaników na campach. Decyzja zespołu zapewni Adamowi odpowiednie wsparcie na trasie i uchroni Mirka Zapletala oraz jego ekipę od ryzyka pomyłki spowodowanej zmęczeniem - powiedział Albert Gryszczuk.
Źródło: rmf24.pl