Marcin Frączak: Najbliższy Dakar wystartuje 5 stycznia z Rosario, a zakończy się 18 stycznia w Valparaiso. Kilka miesięcy temu Jacek Czachor i Marek Dąbrowski zamienili motocykle na samochód. Jak pan się czuje z tym, że jest pan jedynym zawodnikiem z Polski, który wystartuje na motocyklu w Rajdzie Dakar?
Jakub Przygoński:
Na pewno będzie trochę smutniej. Jednak na odcinkach każdy z nas ściga się sam, więc w tej kwestii nic się nie zmieni. Trzeba jechać jak najszybciej i tyle. Samo ukończenie Dakaru mnie nie usatysfakcjonuje, bo chcę zająć wysokie miejsce. Szkoda, że Jacka i Marka nie będzie wśród motocyklistów, ale już zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Miałem kilka miesięcy na to, aby oswoić się z tą myślą. Jestem przekonany, że będą dobrze jechać samochodem. Są bardzo doświadczeni. Przejechali wiele kilometrów w poprzednich edycjach Rajdu Dakar i teraz będą mogli wykorzystać to doświadczenie podczas jazdy samochodem.
Czy droga jaką obrali Marek i Jacek, to dla pana wizja przyszłości?
- Na pewno kiedyś chciałbym zameldować się na starcie Dakaru w samochodzie, bo to jest chyba marzenie każdego motocyklisty. Dlatego kilka lat temu zainteresowałem się driftingiem, aby mieć jakieś pojęcie o jeździe samochodem sportowym. To na pewno zaowocuje w przyszłości.
Co pan sądzi o nowej trasie? W Boliwii motocykliści będą przedzierać się przez dżunglę. Czy jest pan z tego zadowolony?
- Trasa w tym roku będzie nieco inna. Organizatorzy przygotowali pięć odcinków, które pokonywać będą jedynie motocykliści. W Boliwii jest tak wąsko, że samochody tam się nie zmieszczą. Taka trasa, to dla mnie coś pozytywnego. Są to bowiem trudne odcinki nie tylko pod względem technicznym, ale także fizycznym. Doświadczony motocyklista przejedzie je szybciej. Poza tym w Boliwii będą dwa odcinki na wysokości ponad trzech tysięcy metrów, ale tego się tak bardzo nie boję, bo jestem zawsze dobrze przygotowany pod względem kondycyjnym.
A etapy maratońskie? Czy strasznie długa jazda, to dla pana problem?
- To są czasami mniej przyjemne etapy. Dojeżdżamy do miejsca, w którym nie ma żadnego serwisu. Trzeba sobie samodzielnie naprawić motocykl, co nieraz jest dość trudne. Ze spaniem też jest gorzej niż podczas krótszych odcinków. Przy okazji etapów maratońskich wszyscy zawodnicy praktycznie są "wrzuceni" pod jeden wielki namiot. Tak naprawdę są to warunki, które pozwalają przetrwać, bo o żadnych wygodach nie ma co marzyć. Na dodatek w zeszłym roku padał deszcz, więc było wyjątkowo mało przyjemnie. Nie miałem wtedy żadnych dodatkowych rzeczy, więc spałem w ubraniu, w którym przyjechałem.
Na co trzeba szczególnie uważać podczas etapu maratońskiego?
- Praktycznie na wszystko. Będziemy jechać grubo ponad tysiąc kilometrów, gdzie wiele może się zdarzyć, a serwisu wtedy nie ma. Trzeba jechać bardzo rozważnie, sporo myśleć, aby nie wykluczyć się z Dakaru choćby przez to, że się mocno zedrze opony.
Jaki jest pana cel na najbliższy Dakar?
- Chcę poprawić ósme miejsce, najlepsze na jakim ukończyłem Dakar. To jest mój cel minimum. W trakcie rywalizacji okaże się jak będę układać się zawody. Może uda się zrobić coś więcej.
Nad czym pan się najbardziej koncentruje w kontekście zbliżającego się wyzwania?
- Cały czas uczę się tego rajdu. Jest wiele rzeczy, które muszę poprawić. Cały czas zastanawiam się jak połączyć ze sobą czternaście dni, aby wszystko wyszło idealnie. Dużo trenowałem z Markiem Comą. Podpatrywałem jak on się przygotowuje do Dakaru, obserwowałem jak radzi sobie z nawigacją. Sporo jeździliśmy po obszarach Maroka, ale bez zawodów, z mapą w ręku. Obserwowałem jak on radzi sobie, gdy się zgrubi, co robi, aby jak najszybciej znaleźć trasę. W najbliższej edycji Dakaru chciałbym to wykorzystać.
W najbliższej edycji Dakaru wystartuje aż sześć zespołów fabrycznych!
- Rywalizacja będzie niesamowita, bo tak naprawdę każdy z sześciu fabrycznych zespołów zamierza wygrać Dakar. Tyle tylko, że trzy z nich pokażą nowe konstrukcje, które nie są do końca sprawdzone. Tak więc tak naprawdę dopiero na trasie wyjdzie co one są warte.
Jak spędzi pan ostatnie tygodnie przed startem Dakaru?
- Jeszcze przez tydzień będę trenował w Portugalii, bo w Polsce jest dość chłodno. Później święta, i wtedy będę mógł trochę nabrać dystansu do Dakaru. A już 30 grudnia wylecimy do Argentyny.
Dakar 2014 ma być trudniejszy od Dakaru 2013. Jeśli tak, to w czym się to wyrazi?
Poprzednia edycja była chyba za łatwa. Ten rajd ma polegać w jakimś stopniu na umiejętności nawigacji, czego ostatnio było za mało. Dakar 2013 rozgrywał się w myśl zasady, kto pierwszy ten lepszy.