Maciej Bodnar życie zaczyna po trzydziestce

PAP/EPA / JAVIER ETXEZARRETA
PAP/EPA / JAVIER ETXEZARRETA

Maciej Bodnar przeżywa najlepsze miesiące kariery. Polak został szóstym zawodnikiem igrzysk olimpijskich, we wrześniu ubiegłego roku był ósmy na mistrzostwach świata. Wieczny gregario zaczyna spijać śmietankę i marzy o medalach.

Kolarz z Wrocławia od lat jest człowiekiem z cienia. Pracuje na liderów, chroni ich od wiatru, kasuje ucieczki i rozprowadza na finiszach. Jest jednym z z najlepszych "gregario" peletonu.

Nie wygrywa, wielkie toury kończy zawsze poza pierwszą setką (a startował w nich już dziesięć razy). Cieszy się jednak ogromnym szacunkiem i jest za pracę sowicie wynagradzany. W przyszłym sezonie będzie jeździł dla Bory-Hansgrohe, powstającej właśnie potęgi peletonu.

Obojczyk po raz trzeci

Poprzedni sezon miał być dla Bodnara przełomowy. Zaczął go od drugiego miejsca w Wyścigu dookoła Omanu, później błysnął w Tirreno-Adriatico. Wydawało się, że wreszcie ugra coś dla siebie. W maju podczas zawodów w Kalifornii złamał obojczyk. Po raz trzeci w karierze.

- Myślałem, że ten sezon jest dla mnie skończony - mówił. Kość pękła wzdłuż, lekarze byli w kropce. Operacji udało się jednak uniknąć. Pauza trwała trzy miesiące, przez cztery tygodnie nie usiadł na rowerze. Ale wrócił.

W sierpniu po raz pierwszy w karierze wygrał etap Tour de Pologne, jesienią zaimponował na mistrzostwach świata. Pokazał, że jego czas dopiero nadchodzi.

Maciej architekt

Wiosną tego roku czterokrotnie był w czołowej "dziesiątce" czasówek i prologów. Znów wszystko układało się znakomicie, aż podczas jednego z marcowych treningów złamał żuchwę. Wszystko przez gałąź, która wpadła w szprychy i zablokowała widelec. Miał zadrutowaną szczękę, żywił się przez rurkę.

Wrócił mocniejszy. Jak zawsze. Na Tour de France zrobił taką akcję, że nie tylko wypracował etapowe zwycięstwo Peterowi Saganowi, ale i sam dojechał do mety na trzecim miejscu. Wielcy sprinterzy zostali w tyle. A kilka dni temu został jednym z architektów olimpijskiego brązu Rafała Majki.

Lidera na trasie wyścigu chronił po profesorsku. W pewnym momencie złamał przerzutkę i musiał zmienić rower, ale wrócił, by dokładać do sukcesu kolejne cegiełki. - Już w momencie otrzymania nominacji zostałem poinformowany, że priorytetem jest start wspólny. Wszyscy mieliśmy pojechać dla lidera - mówi.

Być jak Cancellara

Czasówka w Rio zeszła na dalszy plan. Kiedy już jednak Bodnar stanął na starcie, znów dał popis siły. - Szóste miejsce to rewelacyjny wynik. I adekwatny do tej trasy, rywali oraz moich możliwości. Jechała tu przecież cała światowa czołówka, a ja poprawiłem wynik z ubiegłorocznych mistrzostw świata - przypomina.

Wygląda na to, że jego sportowe życie zaczęło się dopiero teraz. Po trzydziestce.

- Chyba tak jest. W ciągu ostatnich dwóch lat zrobiłem duży progres. Może nie jestem już młody, ale też daleko mi do starości. Fabian Cancellara ma trzydzieści pięć lat, ja tylko trzydzieści jeden. Poza tym za młodu się nie wypaliłem - zauważa ze śmiechem. - Może za cztery lata będzie więc na igrzyskach lepiej.

Kamil Kołsut z Rio de Janeiro

Zobacz wszystkie korespondencje z Rio de Janeiro -->

ZOBACZ WIDEO Otylia Jędrzejczak: Trener koordynator powinien to sprawdzić kilkadziesiąt razy (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: