Fantastyczny pan Michael Phelps

Michael Phelps zdobył w Rio dwudzieste drugie mistrzostwo olimpijskie. Jest żywym pomnikiem, jednym z najwybitniejszych sportowców naszych czasów. Lądował na Marsie, później był na dnie. Teraz się odrodził, a jego historia chyli się ku końcowi.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
PAP/EPA / DEAN LEWIS

W 2004 roku Phelps miał przypuścić w Atenach pierwszy skok na wieczną sławę. Alice Park z tygodnika "Time" wzięła więc na spytki Marka Spitza, 7-krotnego złotego medalistę olimpijskiego z Monachium. - Jeśli Phelps wyrówna mój rekord, będzie drugim człowiekiem na Księżycu. Pobijając go, jako pierwszy stanie na Marsie - mówił.

W ojczyźnie igrzysk olimpijskich chłopak z Baltimore rozpoczął podróż w kosmos. Na Marsie wylądował cztery lata później, podbijając Pekin. I ruszył dalej, do odległej galaktyki. Zdobył zaszczyty, których prawdopodobnie już nikt nigdy w takiej liczbie nie zdobędzie. Nie był to jednak lot z prędkością światła. Statek był bliski destrukcji.

Basen z alkoholem

Najpierw pojawił się alkohol. Już w wieku dziewiętnastu lat policja złapała Phelpsa, gdy prowadził samochód po jednym głębszym. Dostał dozór policyjny, zapłacił dwieście pięćdziesiąt dolarów grzywny. Błędy młodości. Dekadę później wpadł na recydywie.

Został zdyskwalifikowany na pół roku, nie wystąpił na mistrzostwach świata. Miał depresję. Szukał szczęścia w narkotykach, był zawieszony za palenie marihuany. Zdążył zakończyć karierę, by ją potem wznowić. Wreszcie przeszedł terapię, wykpił się w sądzie wewnętrzną przemianą i wrócił na basen.

Wpadki uczłowieczyły boga, zdegradowały do miana herosa. Wrócił wielki, w Rio podczas ceremonii otwarcia niósł amerykańską flagę. Później dźwigał już tylko marzenia i medale.

Koniec pokerzysty

Złota w Brazylii zdobył cztery. W piątek wieczorem przypadł mu medal srebrny, w pływaniu na 100 m stylem motylkowym, a takimi w domu Phelpsów podpiera się chyboczące stoły. Także on był jednak wyjątkowy. Na średnim stopniu podium stanął bowiem razem z Laszlo Cseh i Chadem le Closem. Po raz pierwszy w dziejach IO na pływalni wręczono trzy srebra. Doszło też do przekazania pałeczki rewelacyjnemu Josephowi Schoolingowi.

Singapurczykowi, którego spotkał, gdy ten miał 13 lat.


Kibice byli zawiedzeni. Gdy Amerykanin po pierwszym nawrocie odrabiał straty, trybuny wrzały. Chwilę później słychać było tylko jęk, widownia zaczęła pustoszeć. A sam Phelps był w skowronkach. - Fajnie było w ten niezwykły sposób zakończyć mój ostatni indywidualny wyścig - rzekł.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×