Reprezentanci Polski wciąż mają świeżo w pamięci egzekucję, jaką Chorwaci przeprowadzili na nich podczas styczniowego EHF Euro 2016. Gdy 15 tysięcy widzów zgromadzonych w krakowskiej Tauron Arenie już powoli szykowało się do świętowania awansu Biało-Czerwonych do półfinału, ekipa z Bałkanów brutalnie sprowadziła wszystkich na ziemię, wygrywając 37:23 i samemu, w niewiarygodnych okolicznościach (musiała zwyciężyć różnicą minimum 11 goli), zdobywając promocję do czołowej "czwórki".
Obie ekipy przystąpią do konfrontacji w Rio de Janeiro w diametralnie innym położeniu niż podczas mistrzostw Europy. Teraz to naszym reprezentantom idzie w olimpijskim turnieju jak po grudzie. Wygrali jak dotąd zaledwie dwa mecze. To z kolei spowodowało, że awans do ćwierćfinału zapewnili im dopiero Niemcy, którzy, chwilę po porażce Polski ze Słowenią (20:25), pokonali Egipt 31:25.
Tym samym Polacy zakwalifikowali się do fazy pucharowej z 4. miejsca w grupie B. Właściwie w żadnym meczu nie zaprezentowali pełni swoich możliwości, o czym przekonuje Bogdan Zajączkowski, były selekcjoner kadry narodowej (2000-2004). - W naszym zespole na pewno tkwią duże rezerwy. Pozytywnym sygnałem w fazie grupowej było natomiast to, że zawsze któryś z zawodników miał dobry mecz - komentuje.
Najczęściej korzystne wrażenie pozostawiał po sobie Karol Bielecki. Nasz lewy rozgrywający zajmuje po fazie grupowej 2. miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców. Bez jego 33 trafień (średnio 6,6/mecz), polscy kadrowicze nie mieliby co liczyć na podtrzymanie marzeń o wywalczeniu olimpijskiego medalu. W ostatnim spotkaniu Słoweńcy udowodnili nam jednak, że jednym zawodnikiem meczu się nie wygra. A Chorwaci dysponowali dotychczas znacznie szerszym arsenałem.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Lijewski: zamierzamy zaskoczyć Chorwatów (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Wraz z biegiem turnieju coraz pewniej poczyna sobie ich liderem Domagoj Duvnjak, który, poza spektakularnymi asystami , odzyskuje wysoką skuteczność rzutową. Właściwie w każdym spotkaniu wiodącą rolę odgrywali inni zawodnicy. W tym gronie znaleźli się między innymi Manuel Strlek, Marko Kopljar czy Igor Karacić.
Głębia składu przełożyła się na wyniki, jakie podopieczni Żeljko Babica osiągnęli w fazie grupowej. Po tym, jak zaliczyli falstart w rywalizacji z Katarem (23:30) i przeszli drogę przez mękę z Argentyną (27:26), odbudowali się i pokazali wielki charakter. W pokonanym polu pozostawili tak uznane firmy jak Danię (27:24) czy Francję (29:28), dzięki czemu zostali triumfatorami grupy A.
- Tymi zwycięstwami Chorwaci nie pozostawili cienia wątpliwości co do swojej wysokiej dyspozycji. Należy jednak pamiętać, że teraz nie mogą się już pomylić. My też spisywaliśmy się bardzo dobrze podczas igrzysk w Pekinie, a potem akurat nie wyszedł nam ćwierćfinałowy mecz z Islandią - przypomina Zajączkowski.
Bój przeciwko Chorwacji jest dla Biało-Czerwonych idealną okazją na udowodnienie wszystkim sceptykom, że przedwczesne ich skreślanie było błędem. Igrzyska są bowiem turniejem, w którym o powodzeniu lub klęsce misji olimpijskiej często decyduje właśnie ćwierćfinał.
W przeszłości Polacy już nie raz w trudnych momentach udowadniali, że potrafią dokonywać rzeczy wielkich. Jeśli uczynią to także teraz, w Rio de Janeiro, na stałe zapiszą się w historii polskiego sportu. - Mamy wszystko do wygrania, a Chorwaci wszystko do stracenia - optymistycznie puentuje Zajączkowski.