W próbie generalnej przed igrzyskami olimpijskimi Maja Włoszczowska udowodniła, że jest w świetnej formie przed najważniejszą imprezą sezonu. Na mistrzostwach świata w kolarstwie górskim, które rozegrały się na początku lipca, reprezentantka Polski - podobnie zresztą jak w Rio de Janeiro - długo jechała na drugim miejscu i była bardzo blisko srebrnego medalu.
Na ostatnim okrążeniu przeżyła jednak duży dramat. Mknąc pewnie po kolejny w karierze medal, zaliczyła defekt roweru. Pęknięta opona przekreśliła jej szanse, choć dzięki sprawnej obsłudze, walczyła jeszcze o trzecią lokatę. Ostatecznie jednak uległa na finiszu Emily Batty z Kanady i przekroczyła linię mety jako czwarta.
W Rio de Janeiro Polka odebrała to, co zabrał los. W sobotnim wyścigu ciągle jechała w czołówce, przez chwilę liczyła się nawet w walce o złoty medal, jednak znakomicie dysponowana Jenny Rissveds była poza jej zasięgiem. Włoszczowska okazała się za to nieuchwytna dla całej reszty rywalek i dopięła swego. Powtórzyła wyczyn z Pekinu i zdobyła srebrny medal igrzysk olimpijskich.
Co trzeba zauważyć, żadna z medalistek lipcowych mistrzostw świata, w Rio nie stanęła na podium. Maja udowodniła tym samym, że należy do najlepszych, odwracając zarazem pechową kartę sprzed kilku tygodni.
ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": fawele - ciemna karta Brazylii (źródło TVP)
{"id":"","title":""}