Kamila Lićwinko z trudem powstrzymywała łzy. "To była tragedia"

PAP / Adam Warżawa
PAP / Adam Warżawa

- Jestem strasznie zawiedziona swoim skakaniem. To była tragedia - mówiła ze łzami w oczach Kamila Lićwinko po olimpijskim konkursie skoku wzwyż. Polka chciała walczyć o medal, zaliczyła jednak tylko 193 centymetry i zajęła 9. miejsce.

Finał skoku wzwyż kobiet zapowiadał się bardzo ciekawie. W eliminacjach aż siedemnaście zawodniczek uzyskało minimum kwalifikacyjne, które ustalono na 194 centymetry. Konkurs główny wbrew oczekiwaniom nie stał jednak na wysokim poziomie. Wiele zawodniczek miało problemy już z drugą wysokością - 193 cm. A kiedy poprzeczka powędrowała cztery centymetry wyżej, nie strąciły jej jedynie cztery zawodniczki.

W tej grupie nie było niestety Lićwinko. Polka nieoczekiwanie miała zrzutkę już na pierwszej wysokości (188), kolejną również pokonała w drugiej próbie. Pokonania 197 centymetrów nie była bliska w żadnym ze swoich trzech podejść.

- Jestem rozżalona. Nie tak to sobie wyobrażałam. Od początku sezonu miałam problemy i choć ostatnie treningi pokazywały, że pozbierałam się technicznie, teraz znowu było to samo - komentowała po konkursie 30-letnia zawodniczka. Rozmowa z dziennikarzami nie była dla niej łatwa. Mówiła łamiącym się głosem, z trudem powstrzymywała łzy.

- 1,97 skakałam w ciągu ostatnich czterech lat milion razy. Byłam w gorszej formie, kiedy biłam rekord Polski. Nie mam pojęcia, co się stało. Jestem strasznie zawiedziona swoją postawą i swoim skakaniem. Nie stresowałam się tym, że jestem na igrzyskach. Nastawiałam się jak na zwykle zawody rangi mistrzowskiej. W żadnej próbie nie panikowałam, podchodziłam do nich z chłodną głową. Po prostu nie mogłam nic zrobić - tłumaczyła trenująca na co dzień w Białymstoku lekkoatletka.

ZOBACZ WIDEO Lekkoatletyka: najlepsza próba Lićwinko

{"id":"","title":""}

- Stać mnie było na przyzwoity wynik. Jestem bardzo zła, że tego nie pokazałam. Ostatni trening w Rio podbudował mnie psychicznie, bo ostatni raz tak dobrze skakałam w 2015 roku, kiedy biłam halowy rekord Polski. Nie wiem czemu w konkursie zaliczyłam tylko 1,93. Tragedia, szykowałam się do tego startu cztery lata, podporządkowałam mu wszystko. Obiecałam sobie, że tu w Rio odkuję się za wszystkie niepowodzenia z ostatnich czterech lat. Nie udało się i tego żal mi najbardziej. Czy odkuję się za kolejne cztery lata w Tokio? Nie sądzę - wyznała Lićwinko.

Rozczarowaniu i przygnębieniu zawodniczki Podlasia Białystok nie sposób się dziwić, choć olimpijski konkurs w Rio powinien dawać jej nadzieję, że może jeszcze stanąć na olimpijskim podium. W sobotni wieczór mistrzynią w skoku wzwyż została 37-letnia Hiszpanka Ruth Beitia, dla której to pierwszy medal w czwartym starcie na igrzyskach.

- Nie spodziewałam się, że wynik 1,97 da olimpijskie złoto. Ruth Beitię podziwiam jednak od dawna za jej opanowanie, za pokazywanie, że nawet mając 37 lat można skakać wysoko. Imponuje mi na każdej imprezie - powiedziała o złotem medalistce nasza najlepsza skoczkini wzwyż.

Grzegorz Wojnarowski z Rio de Janeiro

ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": stolica karnawału (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Komentarze (4)
avatar
mokry3
21.08.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Specyficzny brazylijski klimat nie wszystkim służy.Trzeba było wysłać tam naszych sportowców przynajmniej 3 tygodnie przed igrzyskami. 
avatar
Leonidas spod Termopil 1
21.08.2016
Zgłoś do moderacji
3
2
Odpowiedz
Tak, tragedia to całe twoje sportowe życie. Czas zacząć sprzedawać pietruszkę. 
avatar
Adam Nowak
21.08.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
To dość zastanawiające ale wielu polskich zawodników nie rozumie co się stało: byli w świetnej formie, nic się nie przydarzyło a przegrywali z kretesem. Tak mówili wioślarze, pływacy, lekkoatle Czytaj całość
avatar
Imisirah
21.08.2016
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
No cóż powiedzieć ... szkoda. Walczyłaś i chciałaś, nie wyszło.