Nieudany rewanż za Dubaj. Ostatnia szansa w Krakowie

Materiały prasowe / Media PZR / Natalia Pamięta
Materiały prasowe / Media PZR / Natalia Pamięta

Reprezentacja Polski w drugim dniu turnieju kwalifikacyjnego do HSBC SVNS World Series uległa najpierw Chinkom, a następnie w ćwierćfinale Argentynie i w niedzielę zagra o piąte miejsce w turnieju. Nie wszystko jednak stracone.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwszy dzień drugiego z turniejów kwalifikacyjnych do World Series w Montevideo był dla Polek bardzo udany. Wygrana na inaugurację z Czeszkami 46:0 sprawiła, że podopieczne Janusza Urbanowicza znalazły się w bardzo dobrej sytuacji w walce o wyjście z grupy. W drugim spotkaniu nasza drużyna "planowo" wygrała z Paragwajem 32:5. Zostało im tylko starcie z Chinkami decydujące o tym, która z tych drużyn zajmie pierwszą pozycję w grupie A.

- Weszłyśmy bardzo dobrze w ten turniej, z dobrymi humorami i pozytywnym nastawieniem, co przełożyło się na naszą postawę na boisku. W Dubaju popełniałyśmy sporo błędów, a tutaj było ich znacznie mniej - mówiła po pierwszy dniu zawodów Tamara Czumer-Iwin.

- Chinki to ciężki rywal, są bardzo dobrze poukładane, popełniają mało błędów. Ich gra jest od jednej strony boiska do drugiej, czekają na lukę w obronie, którą starają się wykorzystać, tak że musimy skupić się na tym by być blisko siebie. I dołączać w obronie, bo one bardzo dobrze grają krzyżówki za plecami - dodawała zawodniczka Legii przed meczem z reprezentacją Chin.

ZOBACZ WIDEO: "Boski styl". Poruszenie w sieci po nagraniu Małgorzaty Rozenek

Chinki za mocne. Polki żądne rewanżu

Mecz z Chinkami zaczął się dla nas bardzo dobrze, bo po cierpliwej grze już po dwóch minutach prowadziliśmy 5:0 po przyłożeniu Julii Druzgały. Niestety chwilę później po szeroko rozrzuconej akcji rywalki znalazły lukę w naszej defensywie. Przyłożenie między słupami skutkowało łatwym podwyższeniem i prowadzeniem 7:5. Co gorsza Sylwia Witkowska otrzymała żółtą kartkę i Polki przez ostatnie dwie minuty pierwszej połowy musiały radzić sobie w osłabieniu.

Azjatki zdołały to wykorzystać i przed przerwą zaliczyły drugie przyłożenie. Pierwsza połowa trwała ponad 10 minut, bo Polki próbowały odpowiedzieć, ale ostatecznie się to nie udało. Kosztowało to naszą drużynę bardzo dużo sił i tuż po zmianie stron Chinki po raz trzeci zameldowały się na naszym polu punktowym, pięć minut przed końcem spotkania prowadząc 17:5.

W drugiej części gry Polki bardzo długo próbowały grać na połowie przeciwniczek, ale nie potrafiły sforsować bardzo szczelnie ustawionej obrony Chinek. Te z kolei wyprowadziły zabójczą kontrę i Liu Xiaoqian na niespełna dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry po raz kolejny wpadła na nasze pole punktowe. "Biało-Czerwone" nie odpuszczały i w ostatniej akcji spotkania Katarzyna Paszczyk zaliczyła drugie przyłożenie dla naszej drużyny, zakończone w końcu udanym podwyższeniem. Ostatecznie jednak Chinki wygrały 24:12 i to one znalazły się na pierwszej lokacie w grupie

- Trochę nam zabrakło. Myślę, że kluczowym momentem był młyn pod koniec pierwszej połowy. Gdybyśmy położyły punkty, mecz potoczyłby się inaczej. Jesteśmy bardzo zdeterminowane, ta przegrana nas nie wybije z rytmu. Teraz przed nami kolejny mecz, ale mam nadzieję, że z Chinkami spotkamy się w finale i uda nam się zrewanżować - mówiła tuż po meczu Hanna Maliszewska.

- Mamy bardzo fajną ławkę, zmiany są "pozytywne" i trener ma pewność, że zawodniczki wchodzące na murawę dają dodatkowy impuls w drużynie - dodawała jedna z najbardziej doświadczonych rugbistek w naszej kadrze, komplementując rezerwowe, które od początku zmagań w Urugwaju są naszą silną stroną

Nieudany rewanż za Dubaj

W ćwierćfinale Polki trafiły na Argentynę, co stwarzało okazję do rewanżu za porażkę z tym zespołem w Dubaju. Zaczęło się jednak od szybkiej akcji naszych rywalek i przyłożenia Micaeli Pallero, zwieńczonym celnym kopem na słupy. Zawodniczki z Ameryki Południowej prowadziły 7:0, ale kwestia wyniku pozostawała sprawą otwartą.

Na dwie i pół minuty przed końcem pierwszej połowy Sofia Gonzalez wpadła z piłką miedzy słupy, sprytnym zwodem mijając naszą obronę i zrobiło się, patrząc z naszej perspektywy, 0:14. "Biało-Czerwone" nie zamierzały się jednak poddawać i jeszcze przed przerwą zmniejszyły straty po wspaniałym rajdzie Marty Morus i udanym podwyższeniu Julii Druzgały.

I to nie było nasze ostatnie słowo, bo już po upływie regulaminowego czasu gry Katarzyna Paszczyk zameldowała się w polu punktowym. Nie udało nam się jednak podwyższyć i do przerwy Argentyna prowadziła 14:12.

Tuż po przerwie ponownie dała nam się we znaki Gonzalez, która przyłożyła piłkę tuż przy bocznej chorągiewce, dorzucając kolejne pięć "oczek" do dorobku naszych przeciwniczek. Na domiar złego żółtą kartką za zbicie piłki do przodu przy próbie przechwytu dostała Paszczyk i musieliśmy radzić sobie przez dwie minuty w osłabieniu.

Katarzyna Paszczyk / Media PZR
Katarzyna Paszczyk / Media PZR

Argentynki wykorzystały to, zdobywając kolejne siedem punktów. Wynik 26:12 na nieco ponad dwie minuty przed końcem stawiał nas w bardzo niekorzystnej sytuacji. W końcówce żółtą kartkę otrzymała jeszcze Witkowska. Mimo to Polki w osłabieniu zdołały ponownie przyłożyć za sprawą Paszczyk, ale na więcej zabrakło im czasu i przegraliśmy to spotkanie 17:26.

- Czujemy ogromny niedosyt. Weszłyśmy dobrze w turniej, ale najwyraźniej znów musimy odrobić lekcję i nie traktować tego jak porażkę, ale jako dobrą lekcję na przyszłość. Dogonienie Argentyny przed przerwą dodało nam wiatru w żagle, ale dwie żółte kartki i gra w osłabieniu przez cztery minuty niestety nam nie pomogły. Widocznie tak miało być - powiedziała po meczy kapitan zespołu Natalia Pamięta.

"Biało-Czerwone" w niedzielę 10 marca w meczu o piąte miejsce zagrają z Tajlandią. Zwycięstwo w tym spotkaniu daje Polkom jeszcze cień szansy na awans do finałów w Madrycie. By spełnić ten scenariusz, podczas finałowego turnieju w Krakowie 18 i 19 maja muszą znaleźć się w finale i liczyć na potknięcia bezpośrednich rywalek w walce o pierwszą czwórkę.

Zobacz także:
Będzie miał problemy? Powiedział, co Rosjanie sądzą o wojnie
Mina Hurkacza mówi wiele. Tak zareagował na sensacyjną porażkę

Komentarze (0)