W piątek na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana w Krakowie rozpoczął się finałowy turniej World Rugby HSBC Sevens Challenger Series. To już kolejny rok, kiedy finałowe rozgrywki odbywają się w stolicy Małopolski - z tą różnicą, że tym razem kibice mogą obejrzeć nie tylko zmagania kobiet, ale również mężczyzn.
Dwie pierwsze rundy World Rugby HSBC Sevens Challenger Series rozegrano w Kapsztadzie, a po nich Biało-Czerwone zajmowały siódme miejsce. W Krakowie trafiły do trudnej grupy - z wiceliderkami z RPA, Argentynkami i Czeszkami.
To właśnie od starcia z reprezentantkami RPA Biało-Czerwone rozpoczęły zmagania. Podopieczne Janusza Urbanowicza niezbyt dobrze weszły w mecz - po błędach rywalki szybko objęły prowadzenie 14:0.
Z czasem Polki zaczęły jednak łapać rytm - najpierw, po konsekwentnej akcji, przyłożenie zdobyła Oliwia Krysiak, a chwilę później na lewej stronie rywalkom urwała się Anna Klichowska. Dzięki temu po pierwszej połowie Biało-Czerwone przegrywały tylko 10:14.
Niestety, w drugiej połowie przewaga zawodniczek z RPA uwidoczniła się jeszcze bardziej. Dwa przyłożenia z rzędu zaliczyła Maria Tshiremba, co pozwoliło jej drużynie odskoczyć na bezpieczny dystans punktowy. Gospodynie nie zdołały już zdobyć przyłożenia w tym meczu, przegrywając ostatecznie 10:29.
- Była szansa na wygraną. Odrabiałyśmy straty, a później wkradły się błędy. Nieudane rozpoczęcie drugiej połowy na pewno wpłynęło na wynik meczu - skomentowała Martyna Wardaszka
Do składu Polek wróciła nieobecna w Kapsztadzie Natalia Pamięta, kapitanka drużyny. - Powrót Natalii to na pewno olbrzymi plus. A poza tym atmosfera - zupełnie inaczej gra się przed własną publicznością - podkreśliła Wardaszka.
W piątek, w fazie grupowej, Polki rozegrają jeszcze dwa spotkania - z Argentyną i Czechami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Nie płacz, kochana". Podolski spełnił marzenie młodej fanki