Odeszła wtedy, kiedy nie mogła być już lepsza. Mija siedem lat od śmierci Kamili Skolimowskiej

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Rok później znów się spotkali. Kolejny wywiad. Przed wyjazdem do Goeteborga założyli się, że jeśli Skolimowska zdobędzie medal, on postawi kawę. Zdobyła. Nad małą czarną przegadali długie godziny.

Byli razem przez blisko trzy lata. Planowali przyszłość. Ślub, dzieci. Skolimowska kupiła już działkę, na której miał stanąć dom. W maju mieli razem zamieszkać. Nie zdążyli. - Wszyscy byliśmy winni. Sam mam do siebie ogromne pretensje - mówi dziś Rosengarten. - Problemy ze zdrowiem zaczęły się już wcześniej. Kama miała problemy z wejściem schodami na pierwsze piętro, bo nie mogła złapać oddechu. Odwiedzaliśmy wszystkich możliwych lekarzy. Zabrakło kogoś, kto spojrzałby na to kompleksowo i dostrzegł problem.

Złoto w ramach nauki

Odeszła w kwiecie sportowej kariery, choć półka w domu już wówczas uginała się od pucharów i medali. Najcenniejszy przywiozła z Australii. Mistrzostwo olimpijskie było sensacją, Skolimowska jechała na Antypody po naukę. Przez kwalifikacje przebrnęła bez trudu, później spaliła pierwszą konkursową próbę. Drugi rzut wywindował ją na piąte miejsce. Trzeci (71,16 m) dał złoto.

- Wchodziłam do wielkiego sportu i nagle stanęłam na szczycie. Tamten dzień zmienił wszystko - mówiła później. A przecież nie była wówczas nawet pełnoletnia! Została najmłodszą złotą medalistką IO w Sydney. Po powrocie do kraju zabrała się za przygotowania do matury.

- W wieku osiemnastu lat była spełnionym sportowcem. Ale potrafiła sobie z tym poradzić. Nie oszalała. Nawet bardziej dojrzała - mówi Małachowski.

Później Skolimowska zdobywała jeszcze medale mistrzostw Europy - srebrny w Monachium (2002) i wspomniany już brązowy w Goeteborgu (2006). Na IO w Atenach była piąta. W Pekinie nie wyszło, spaliła wszystkie próby.

Od sztangi do młota

Powtarzała, że sport jest dla niej przygodą życia. Była na niego skazana. Tata ciężarowiec, mama dyskobolka, ciocia wioślarka. A że sama była żywym srebrem, trudno było podążyć inną drogą. Początkowo miała iść w ślady ojca. I zdobyła nawet brązowy medal mistrzostw Polski w kategorii do pięćdziesięciu dziewięciu kilogramów!

Z ciężarów zrezygnowała, bo była za... młoda. Musiała ukończyć piętnaście lat, żeby startować w oficjalnych zawodach.

Medal juniorskich mistrzostw kraju Skolimowska zdobyła w wioślarstwie. Próbowała się w siatkówce. Ostatecznie wybrała młot. Przekonał ją trener, Zbigniew Pałyszko. Zobaczył, jak nieporadnie próbuje rzucać oszczepem i zaprosił do koła. To był strzał w dziesiątkę! Już w wieku trzynastu lat została mistrzynią Polski oraz rekordzistką kraju.

Życie na pełnej petardzie

Wiedziała, że istnieje życie poza sportem. Na maturze zdawała polski, angielski i matematykę. Później uzyskała licencjat w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej. Ukończyła studia menedżerskie na Uniwersytecie Warszawskim. Temat? "Metody oceny zdolności kredytowej i jej zabezpieczeń". Planowała otworzyć przewód doktorski.

W 2004 roku zaczęła pracę w policji jako sierżant instruktor w oddziale prewencji w Iwicznej. Była na komendzie od ósmej rano. Najpierw praca, później trening. Nie chciała taryfy ulgowej.

Zbierała figurki słoni z podniesioną trąbą. Na szczęście. Zrobiła kurs nurkowania. Dużo czytała, zwłaszcza Waldemara Łysiaka. Powtarzała, że najpiękniejszym miejscem na ziemi jest dla niej rodzinny dom. Największa wada? - Jestem pyskata i momentami leniwa - mówiła ze śmiechem. A przecież nie traciła czasu. Wyciskała życie do ostatniej kropli. Odeszła, mając dwadzieścia sześć lat.

Kamil Kołsut

Zobacz inne teksty autora -->

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×