Jest sześciokrotną mistrzynią Polski. Tyle samo razy biła rekordy kraju. Największy sukces osiągnęła jednak w sztafecie. W 2013 roku została brązową medalistką mistrzostw Europy w short tracku. Osiągnęła to, będąc mamą trzyletniego Filipa.
CAŁY ODCINEK PROGRAMU "ŻYCIE PO ŻYCIU" Z AIDĄ BELLĄ:
Po zakończonej karierze rozpoczęła pracę komentatorki, ekspertki. W 2015 roku pracowała jako specjalistka ds. public relations w GKS-ie Katowice. To było pierwsze poważne zetknięcie z dziennikarstwem. W niełatwych warunkach.
- Mąż mówił, żeby nie reagować na zaczepki. Jak do piłkarskiej szatni wchodzi kobieta, może być z tego potem niezła "beka". Ale zawsze starałam się być przygotowana i zadawać pytania, na które piłkarze chcą odpowiadać. Po kilku miesiącach udawało się przeprowadzać naprawdę fajne rozmowy - tłumaczy Aida Bella w programie "Życie po życiu".
Twierdzi jednak, że "dziennikarstwo" to za duże słowo jak na pracę, którą wykonywała. Nawet kiedy stała się jej pasją i sposobem na życie. Dziś prowadzi podcast dla magazynu "Gentleman", jest też ekspertką Polsatu Sport.
"Nagle zrobiło się głośno"
Z pracy w mediach staje się coraz bardziej znana. Jak na razie jednak nie jest w stanie pobić popularności, którą zyskała w 2011 roku po opublikowaniu sesji w magazynie "Playboy". To miała być niewielka część działań marketingowych przed startem na igrzyskach olimpijskich.
Eliminacji do Soczi jednak nie było. A sesja została.
- Wszystko byłoby piękne, gdybym finalnie na tych igrzyskach wystartowała. Ale w moim życiu wiele dzieje się tu i teraz, staram się chwytać momenty i je kolekcjonować. Sesji w "Playboyu" nie planowałam. Wszystko działo się bardzo szybko. To była sesja związana ze sportem, nie miała wywołać kontrowersji. Była wisienką na torcie całej akcji, która nazywała się "X dni do Soczi". Wspólnie z firmą, która mnie wspierała przez wiele lat, stwierdziliśmy, że fajnie byłoby mieć więcej możliwości przygotowań do igrzysk. Nagle zrobiło się głośno, że dziewczyny [Aida pozowała z łyżwiarką Martą Wójcik - przyp. red.], które zdobyły brązowy medal podczas mistrzostw Europy, nie mają wystarczających możliwości na przygotowanie w sposób profesjonalny. To się poniosło wiralowo. "Playboy" sam się zgłosił z pomysłem na sesję - tłumaczy Bella.
Kiedy podejmowała decyzję, wychowywała już trzyletniego syna Filipa. Skonsultowała to z rodziną. Dziś uważa, że sesja stała się "fajną pamiątką". Wspomina ją z "luzem i przymrużeniem oka".
- Było kilka momentów, kiedy żałowałam, bo zostałam wepchnięta w stereotyp blondynki z "Playboya" i ciągnął się on za mną w karierze posportowej. Chciałam udowodnić sobie, że będąc w biznesie, nie jestem odbierana tylko przez pryzmat tej sesji. To był długi proces wewnętrzny, żeby wytłumaczyć sobie, że jestem mądrą dziewczyną, że jestem pracowita. Miałam poczucie, że ludzie oceniają mnie przez pryzmat "Playboya" i koloru włosów, a nie wiedzy i tego, co potrafię. W momencie, kiedy wchodziłam w życie po życiu ze sportu do biznesu, potrzebowałam momentu, żeby sobie udowodnić, że jestem we właściwym miejscu - przyznaje Bella.
I dodaje: - Pamiętam momenty, że pisało do mnie i koleżanki Marty wiele osób z całego świata. Odbiór był pozytywny. Twierdzono, że zrobiliśmy coś fajnego. Odzywano się do nas, komentując fajną akcję marketingową, a nie o coś niemoralnego.
Mąż dał kopa
W sukcesach sportowych Aidę wspierał mąż. Wyzwania związane z karierą było mu łatwiej zrozumieć ze względu na jego pracę. Jakub Bella był wieloletnim bramkarzem Odry Opole. Dostał propozycję transferu do Znicza Pruszków oraz Jagiellonii Białystok. Nie skorzystał.
- Jestem mocną osobowością, ale w związku nie rządzę. Idealnie się z mężem uzupełniamy, jesteśmy ze sobą wiele lat. Mój mąż w pewnym momencie powiedział, że w reprezentacji Polski nigdy nie zagra, a ja mam przecież szansę pojechać na igrzyska olimpijskie. Dlatego nie przyjął propozycji od Znicza i Jagiellonii. To niezwykle dojrzałe zachowanie dało mi kopa i świadomość, że podziela moją pasję. Życie sportowca jest ciężkie, na co dzień widać tylko wierzchołek góry lodowej. Nie widać natomiast wylanych łez i potu na treningu. Średnio 200 dni w roku sportowiec taki jak ja jest poza domem. Mąż dojrzewał do odrzucenia ofert, ja nie byłam żoną piłkarza, która jedzie tam, gdzie mąż dostanie kontrakt. Miałam swój sport. Treningi między zgrupowaniami odbywały się w Opolu i trudno byłoby nam rozjechać się po Polsce i nadal trenować na takim poziomie - wyjaśnia Bella.
Przeprowadzka jednak w końcu musiała stać się faktem. W 2014 r. kariera sportowa Aidy dobiegała końca. Medalistka mistrzostw Europy nie miała pomysłu na siebie.
- Pochodzę z domu, gdzie nie było tradycji sportowych. Na pierwszym miejscu stawiano naukę. Moja mama jest lekarką, a tata prawnikiem. Kiedy uczyłam się w czwartej klasie szkoły średniej, padło pytanie, czy idę na medycynę czy prawo. Wtedy, jako zawodniczka w pełni sezonu osiągająca bardzo dobre wyniki, powiedziałam, że chcę iść na studia, ale takie, które umożliwią mi uprawianie sportu. Tata pytał, co ja po sporcie będę robić. To były czasy, kiedy kategoryzowało się sportowców, twierdzono że poza sportem nie umieją się odnaleźć w rzeczywistości. Tymczasem korporacje międzynarodowe zabijają się o ludzi, którzy wywodzą się ze sportu. Mają cechy, które można wdrożyć w biznesie. Ja widzę w tych materiach wiele analogii - zaznacza Bella.
Skończyła studia podyplomowe z marketingu sportowego. Przyszłość Aidy zaczęła się klarować. Już w stolicy. Dostała pracę dyrektorki Departamentu Komunikacji Korporacyjnej w Totalizatorze Sportowym.
- Mogłam pomóc sportowcom, jednocześnie nie pracując jako trener. Do Totalizatora przyszłam na stanowisko rzeczniczki prasowej. Początek był stresujący, bo rekrutacja trwała kilka miesięcy, ja nie mieszkałam w Warszawie, wszystko było dla mnie nowe. Prawdziwe zderzenie z biznesem i otoczką biznesową stanowiło dla mnie coś nowego - opowiada Bella. - Poznałam, czym jest praca w spółce skarbu państwa. Napędzała mnie bliskość sportu. To było czynnikiem najważniejszym, nauczyłam się bardzo dużo, dostawałam odpowiedzialne zadania i to, że byłam tam osiem lat, jest rekordem i swego rodzaju ewenementem. Zarządy się zmieniały, a ja tam pracowałam i byłam z tą marką kojarzona.
Aż do kwietnia 2024 roku. - Teraz jest taki czas w moim życiu, że mam moment, żeby się zastanowić nad tym, jaką Aidą Bellą chcę być przez kolejne lata. Jestem świadoma swoich mocnych stron i wiem, co chcę robić i w jakim zakresie chcę funkcjonować. Pomagam też sportowcom, Natalii Maliszewskiej i Piotrowi Michalskiemu. To sprawia, że w przyszłość patrzę z dużym optymizmem - nie ukrywa Bella.
Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty
Odcinki drugiego sezonu "Życia po życiu":
Dramatyczne chwile Anny Kiełbasińskiej. "Miałam nieprzespane noce, koszmary" >>
Dramatyczny czas w życiu Pawła Nastuli. "Ciągle czuję jej obecność" >>
Poruszające wyznanie Marcina Prusa. "Musiałem się oduczyć kochać ją tak bardzo" >>