Daj mi piłkę, ja ją uderzę - rozmowa z Peterem Nonnenbroichem, trenerem reprezentacji Kamerunu
- Podstawowe umiejętności Kameruńczyków z pewnością wyglądają inaczej niż te powszechnie obowiązujące, ponieważ w kraju nie ma żadnej szkoły siatkarskiej, w stylu polskiego SMS-u. Zawodnicy na początku przygody z siatkówką grają w stylu "daj mi piłkę, ja ją uderzę". Nie mają natomiast pojęcia o przyjęciu czy rozegraniu. To wszystko spowodowane jest również brakiem odpowiednich trenerów, na których wyszkolenie i utrzymanie nie ma odpowiednich pieniędzy.
Ilu było amatorów, a ilu profesjonalnych graczy w kadrze pańskiego zespołu na Mistrzostwach Świata 2014?
- Pół na pół, siedmiu profesjonalistów, siedmiu zawodników z ligi kameruńskiej. W nadchodzącym sezonie pięciu z tych siatkarzy opuszcza jednak ojczyznę, ponieważ znaleźli pracodawców w Europie. Dla mnie to komfortowa sytuacja.
Kameruńczycy najczęściej decydują się na wyjazd do Francji. Dlaczego akurat tam ich tak ciągnie?
- Pomiędzy Kamerunem i Francją jest tradycyjna relacja, ponieważ przed uzyskaniem niepodległości afrykańskie państwo była francuską kolonią. Ludzie w obu krajach porozumiewają się w tym samym języku i to jest główną przyczyną tego, dlaczego tak wielu kameruńskich graczy wyjeżdża do Francji. Łatwiej im tam o znalezienie przyjaciół.
Przez ostatnie cztery lata, liderami reprezentacji Kamerunu byli Jean Patrice Ndaki Mboulet i Nathan Wounembaina. Pierwszy z nich ma już jednak 35 lat, drugi 30. Czy widzi pan na horyzoncie kandydatów na ich potencjalnych następów?
- Uważam, że ich znalezienie jest możliwe. Zresztą, moim zdaniem, Wounembaina może grać na wysokim poziomie jeszcze przez kilka lat, więc liczę na niego w kontekście trzech, czterech najbliższych sezonów reprezentacyjnych. Ndaki Mboulet jest z pewnością bliżej zakończenia kariery. Zmagał się w ostatnich latach z kilkoma kontuzjami i nie prezentuje już tego samego poziomu, co na mistrzostwach świata we Włoszech. Nowi gracze, wchodzący dopiero do reprezentacji, potrzebują nabyć więcej międzynarodowego doświadczenia, ale paru z nich zapowiada się naprawdę ciekawie.- Moim zdaniem ma on przed sobą naprawdę wspaniałą przyszłość. Jest inteligentnym człowiekiem, o dobrych warunkach fizycznych. Ma wszystko, żeby zrobić dużą karierę. W sezonie 2014/2015 będzie występował w Serie A2, w drużynie Conad Reggio Emilia. Jestem szczęśliwy, że wybrał akurat ten zespół, ponieważ w drugiej lidze włoskiej jest nieco mniejsza presja, a on potrzebuje gry. Miał również inne, korzystniejsze finansowo, oferty, ale radziłem mu iść do klubu, w którym przez rok bądź dwa lata będzie miał okazję do występów. Jeśli poradzi sobie w Serie A2, nie będzie żadnych przeciwwskazań, by później przeszedł na przykład do Serie A czy PlusLigi, jeśli otrzyma stamtąd jakąś propozycję.
Jaki jest dla pana największy powód do satysfakcji, płynący z możliwości trenowania męskiej reprezentacji Kamerunu?
- Największą radość sprawia mi sytuacja, kiedy widzę młodych ludzi, którym sport pomaga w uzyskaniu lepszego życia. Uprawianie sportu naprawdę daje szansę na poprawę egzystencji, zagraniczny wyjazd oraz zarobienie pieniędzy. Wiele rodzin moich siatkarzy żyje wyłącznie z pensji, którą zawodnicy dostają za grę czy też pobyt z reprezentacją narodową.
Kameruńscy siatkarze zademonstrowali wrocławskiej publiczności kilka rzadko spotykanych, spektakularnych, pełnych entuzjazmu reakcji, między innymi podczas rozgrzewki czy po zdobytych w efektownym stylu punktach. Zachowują się podobnie również podczas meczów o stawkę czy tylko wtedy, gdy nie ciąży na nich żadna presja?
- Szczerze mówiąc, na mojej drużynie było całkiem spore ciśnienie. Przede wszystkim chodziło o to, że skoro cztery lata temu awansowaliśmy do drugiej rundy mundialu, teraz nie mogliśmy powiedzieć sobie "ok, jesteśmy zadowoleni z samej możliwości wzięcia udziału w mistrzostwach świata". Także ludzie w Kamerunie mówili: "skoro już tam jedziecie, musicie ponownie awansować do drugiej rundy" albo "musicie wygrać więcej spotkań, dlaczego więc nie walczyć o awans do trzeciej fazy" i tak dalej. Łatwiej jest jednak osiągnąć spektakularny wynik raz, kiedy nikt na ciebie nie stawia, niż potem go powtórzyć. Chcieliśmy tego dokonać, ale zbyt wielu graczy nie wytrzymało ciśnienia związanego z grą w światowym czempionacie. Uczciwie mówiąc, w meczach z Australią oraz Wenezuelą, decydujących o awansie do dalszych gier, spisaliśmy się zdecydowanie poniżej poziomu, na jaki tak naprawdę nas stać.