Michał Biegun: Od końca mistrzostw świata upłynęły raptem dwa tygodnie, a pan znowu gościł w Polsce, tym razem na towarzyskim turnieju w Oleśnicy. Nie przydałoby się trochę odpoczynku?
Nikola Rosić: Najwyraźniej nie mogę się od was uwolnić! Trochę czasu na regenerację mi brakuje, ale nigdy nie odmówię przyjazdu do Polski. Tu nawet na towarzyskie turnieje w małych miejscowościach przychodzi sporo ludzi. A co do odpoczynku, to chyba każdy profesjonalny sportowiec przyzna, że w trakcie kariery zawodniczej po prostu ciężko na niego znaleźć czas. Staram się każdą wolną chwilę wykorzystać do maksimum.
[ad=rectangle]
Po brązowym medalu cztery lata temu na mundialu w Italii, tym razem nie udało wam się zająć miejsca na podium
- W Serbii nikt nigdy nie jest zadowolony, jeśli jakaś drużyna wraca z turnieju bez medalu. My, zawodnicy, również nie możemy być usatysfakcjonowani naszym wynikiem oraz tym co pokazaliśmy w Polsce. Od początku mistrzostw naszym celem był medal, podobnie jak cztery lata temu we Włoszech. Przegraliśmy kilka wyrównanych i zaciętych meczów w drugiej fazie, jak chociażby z Francją, czy USA. Trudno, nie udało się i teraz musimy się skupić już tylko na przyszłości.
Jaki wpływ miała na was porażka w meczu otwarcia na Stadionie Narodowym?
- Na pewno bardzo negatywnie zaskoczyło nas to pierwsze spotkanie przeciwko Polsce. W żadnym wypadku nie spodziewaliśmy się w jakich okolicznościach przyjdzie nam grać. Zanim przyzwyczailiśmy się do warunków panujących na tym stadionie, to już było po meczu i schodziliśmy pokonani do szatni. Jednak gdy przyjechaliśmy do Wrocławia, to zaczęliśmy sobie radzić już bez problemów i wygraliśmy wszystkie spotkania do końca pierwszej fazy. Następnie zostaliśmy połączeni z "grupą śmierci" i w drugiej rundzie spotkało się ze sobą bardzo dużo zespołów na podobnym poziomie, a ktoś z tego grona musiał odpaść. Czasem oprócz umiejętności potrzebna jest też odrobina szczęścia, której akurat wówczas nam zabrakło. W tamtym momencie sporo zespołów było od nas lepszych i mogę im tylko tego pogratulować.
W jednej z wypowiedzi pana kolegi z zespołu, Marko Podrascanina, można było znaleźć słowa, że mistrzostwa zaczęły się dla was dopiero we Wrocławiu.
- Nawet jeśli byśmy spróbowali się przygotować do tego, co nas spotka w Warszawie, to i tak chyba do końca nie bylibyśmy w stanie tego zrobić. Nie wiem dlaczego, ale nas po prostu w tamtym meczu nie było! Na Stadionie Narodowym nie byliśmy sobą, za bardzo skupialiśmy uwagę na tym, co się dzieje wokół boiska niż na nim. Na przykład za dużo myśleliśmy o prędkości wiatru, rozmiarach obiektu czy kibicach. Także Marko miał rację mówiąc, że turniej zaczął się dla nas dopiero parę dni później we Wrocławiu. Byłem smutny, że w tak historycznym momencie dla całej światowej siatkówki, nie potrafiliśmy się lepiej zaprezentować.
Brak awansu do czołowej szóstki świata wasz selekcjoner przypłacił utratą posady.
- Sporo zawdzięczam trenerowi Igorowi Kolakoviciowi. Pod jego wodzą zdobyliśmy bardzo dużo medali. Szkoda, bo ostatnie mistrzostwa Europy, czy też świata były dla nas bardzo udane, ale dawno też nie zagraliśmy tak źle jak w Polsce. Znam Kolakovicia od dawna, gdyż niemalże całą reprezentacyjną karierę był moim opiekunem. Zresztą przejmował naszą kadrę, wprowadzając do niej wielu młodych zawodników. Zobaczymy, jakie skutki przyniesie ta decyzja. Jednak podjął ją sam trener wraz z federacją, dlatego musimy ją uszanować.
Jednym z kandydatów do jego zastąpienia jest pewien legendarny serbski rozgrywający, który w tym roku zakończył zawodniczą karierę.
- Tak, słyszałem informacje, że Nikola Grbić jest poważnym kandydatem na stanowiska selekcjonera, ale chyba póki co jest za wcześnie na takie spekulacje. Na pewno nasza federacja ma grupę kandydatów, z której zostanie wybrana ta jedna właściwa osoba. Czy będzie to Nikola? Jak pewnie wszyscy wiedzą, on zaczyna teraz swój pierwszy sezon w roli trenera we Włoszech i nie wiem, czy podjąłby się pracy w klubie oraz reprezentacji.
Może przejdźmy na chwilę do pańskiej kariery klubowej, bo dokonał pan ciekawej zamiany szwajcarskich Alp na Morze Czarne.
- Nie wiem jak to zabrzmi, ale jeszcze nie miałem okazji być w Rumunii po mistrzostwach świata, ale sama Constanta jest mi znana, bo brałem tam kiedyś udział w juniorskim turnieju. Na pewno pod wieloma względami Lugano różni się od mojego nowego miejsca zamieszkania. W Szwajcarii miałem okazję spędzić kilka pięknych chwil pośród gór, a teraz będę w pobliżu Morza Czarnego. Na pewno jestem szczęściarzem, że mam w swojej karierze okazję do życia w tak pięknych miejscach.
Czym skusili pana mistrzowie Rumunii?
- Miałem dobry kontrakt w Lugano, ale jak pewnie wszyscy wiedzą tamtejszy prezydent miał trochę problemów natury organizacyjnej i wielu zawodników opuściło klub. Przede wszystkim zdecydowałem się na Tomis, żeby już siódmy rok z rzędu móc występować w Lidze Mistrzów. To był jeden z kluczowych aspektów, dla których podpisałem kontrakt w Rumunii. Mam nadzieję, że nie będę żałować tej decyzji.
W Oleśnicy rozmawiał Michał Biegun.