Mistrzostwa po raz ostatni w takim formacie? "To kiepska promocja dyscypliny"

W historii najważniejszych siatkarskich imprez nasza reprezentacja jeszcze nigdy nie miała aż tak łatwego zadania w fazie grupowej. Spośród pięciu rywali przyszłorocznych ME, tylko jedna drużyna znajduje się w czołowej dwudziestce rankingu FIVB.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
reprezentacja Polski siatkarzy WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarzy
Gospodarzami najbliższej edycji mistrzostw Europy będą Włochy, Bułgaria, Izrael i Macedonia Północna. Władze europejskiej federacji po raz kolejny postawiły na formułę, w której o złoty medal mistrzostw Europy rywalizować będą aż 24 drużyny.

Polacy mogą mówić o dużym szczęściu, bo nie dość, że poziom rywalizacji w pierwszej rundzie nie będzie wysoki, to nasza drużyna trafiła do teoretycznie najłatwiejszej grupy. Spośród rywali jedynym zespołem, który w tym roku uczestniczył w mistrzostwach świata jest Holandia. Pozostali przeciwnicy to Macedonia Północna, Czarnogóra, Czechy oraz Dania. Awans do kolejnej rundy wywalczą po cztery zespoły.

- To bardzo szczęśliwe losowanie i nie wyobrażam sobie, by Polacy mieli jakiekolwiek problemy z wyjściem z tej grupy z pierwszego miejsca. Największym problemem może okazać się... utrzymanie należytej koncentracji. Część drużyn jest znacznie poniżej naszego poziomu, ale to nie oznacza, że można ich zupełnie lekceważyć - komentuje były reprezentant Polski Krzysztof Ignaczak.

ZOBACZ WIDEO: Hit sieci. Siedział na trybunach, wziął piłkę i zrobił to

Choć część europejskich reprezentacji wciąż nie prezentuje wysokiego poziomu, to CEV nie zdecydował się na zmniejszenie liczby uczestników mistrzostw Europy. W najbliższej imprezie znów wezmą udział aż 24 drużyny, czyli tyle samo, ile podczas ostatnich mistrzostw świata.

Formuła słaba dla kibiców i zawodników

Oczywistym jest więc, że poziom zawodów w pierwszej fazie będzie o wiele niższy, a część meczów może okazać się trudna do obejrzenia nawet dla największych miłośników tej dyscypliny. Aby zwiększyć szanse gospodarzy, w tej edycji mistrzostw po raz pierwszy wyrażono zgodę, by każdy z czterech gospodarzy mógł... wybrać sobie jednego z grupowych rywali. Takie podejście nie sprzyja budowaniu prestiżu tej imprezy i całej dyscypliny.

- Szczerze mówiąc mam nadzieję, że to ostatnie mistrzostw Europy rozgrywane według tego schematu. Duża liczba drużyn obniża poziom, a konieczność rozegrania wielu meczów nie jest dobrym rozwiązaniem dla zdrowia zawodników. Siatkarze i tak są obciążeni ogromem meczów w rozgrywkach ligowych, europejskich pucharach, czy Lidze Narodów. Moim zdaniem z tego powodu należałoby wrócić do mistrzostw Europy w okrojonym składzie, gdzie najlepsi od początku biją się o medale, a słabsze drużyny rywalizują w eliminacjach. Rozumiem, że chodzi o promocję siatkówki, ale nie sądzę, że to najlepszy sposób na promowanie tego sportu. Słabszych meczów podczas tej imprezy będzie zdecydowanie za dużo - dodaje Ignaczak.

Argument o zdrowiu zawodników wydaje się dość istotny, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że najlepsze drużyny będą miała do rozegrania dziewięć meczów w nieco ponad dwa tygodnie. Do tego dojdą także przeloty między kolejnymi miastami.

Będą grali rezerwowi

- Mistrzostwa zostały rozbudowane do granic możliwości, dlatego jedynym sensownym rozwiązaniem dla trenerów wydaje się rotowanie składem i potraktowanie fazy grupowej jako sprawdzianu dla całej czternastki powołanej na tę imprezę. W każdym meczu okazję do odpoczynku powinno dostać po dwóch, trzech podstawowych zawodników. W ten sposób szansę dostaną inni, a trener będzie miał pełny ogląd swojej drużyny przed ważniejszymi meczami. Mam jednak wątpliwości, czy tak powinny wyglądać mistrzostwa Europy - dodaje były libero, który po raz ostatni na ME występował w 2011 roku. Wtedy w imprezie brało udział zaledwie 16 drużyn, a od pierwszego meczu trzeba było grać na najwyższym poziomie.

Polacy przyszłoroczne zawody potraktują zapewne jako znakomitą okazję do rewanżu na reprezentacji Włoch. To właśnie ta drużyna na tegorocznych mistrzostwach świata popsuła humory polskich kibiców i stanęła naszej drużynie na drodze do zdobycia trzeciego z rzędu tytułu mistrzów świata. Na domiar złego dokonali tego w Katowicach. Teraz to Polacy będą mieli okazję do rewanżu na włoskiej ziemi.

- Włosi oczywiście są bardzo mocni, ale to nie jest ekipa nie do ogrania. W finale mistrzostw świata przegraliśmy wyraźnie, ale powiedzmy sobie szczerze, że nasi zawodnicy nie zagrali dobrego meczu. W kolejnym sezonie do kadry wróci Leon, więc szanse na rewanż będą duże - podsumowuje Ignaczak.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Jastrzębski Węgiel z kolejnym zwycięstwem. Tym razem we Francji
Klub Semeniuka i Leona zapłacił karę za przestój

Czy zgadzasz się z opinią Krzysztofa Ignaczaka na temat formuły ME?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×