Gwiazdy to są na niebie - rozmowa z Joanną Kaczor, brązową medalistką Mistrzostw Europy siatkarek

Joanna Kaczor, atakująca reprezentacji Polski siatkarek nie uważa się po Mistrzostwach Europy za gwiazdę. Twierdzi natomiast, że był to dla niej niezapomniany turniej, a zdobyty medal jest o wiele cenniejszy niż wszystkie inne, jakie wywalczyła w swojej karierze.

Piotr Ciesielski
Piotr Ciesielski

Piotr Ciesielski: Rozpocznijmy może niejako od końca, a więc od meczu o brązowy medal. Nie dałyście w nim Niemkom żadnych szans.

Joanna Kaczor: W meczu o brąz narzuciłyśmy Niemkom swój styl gry. Grałyśmy z ogromną determinacją i nie mogłyśmy przegrać tego spotkania. Wiedziałyśmy, że to mecz o ogromną stawkę, więc nie chciałyśmy nerwówki w końcówkach setów, dlatego za wszelką cenę starałyśmy się odskoczyć na kilka punktów.

Co było podczas tego turnieju najtrudniejsze?

- Bardzo trudnym momentem było pierwsze spotkanie z Holandią, po którym ciężko było się podnieść. Pokazałyśmy jednak, że ten zespół potrafi walczyć i stać go na wiele. Myślę, że wszyscy zobaczyli to, że zostawiamy na boisku serce i zasłużyłyśmy na ten medal.

Dwa spotkania i dwie porażki z Holandią, wszystkich innych przeciwników ograłyście. Myślisz, że można je było jednak pokonać?

- Zostawiłyśmy w tych meczach całe serce na boisku, ale jednak był to chyba zespół na dzień dzisiejszy, poza naszym zasięgiem, więc nawet nie ma czego żałować. Zrobiłyśmy tyle, ile mogłyśmy. Przewyższają nas warunkami fizycznymi i przede wszystkim zgraniem. Kiedyś jednak z nimi wygramy.

Chyba niewiele osób wierzyło przed mistrzostwami w to, że w takim składzie (bez kilku podstawowych do niedawna siatkarek) będziecie w stanie zdobyć medal?

- Nie wiem, czy się ktoś tego spodziewał, czy nie spodziewał. Jeśli byli tacy, co w nas nie wierzyli, to może teraz zmienią zdanie, a tym co wierzyli i nam kibicowali - dziękuję za wsparcie. Ja od początku do końca wierzyłam w ten zespół. Spędziłyśmy razem te cztery miesiące i cały czas byłam zdania, że jesteśmy w stanie zrobić tutaj dobry wynik.

Gdy Polki zdobywały tytuły Mistrzyń Europy, gwiazdami zespołu były Małgorzata Glinka i Katarzyna Skowrońska. Teraz między innymi Ty, jesteś gwiazdą tego zespołu.

- Gwiazdy to są na niebie, a ja jestem po prostu siatkarką. Cieszę się, że mogłam pomóc temu zespołowi, a liczą się w siatkówce nie indywidualne statystyki, tylko wynik zespołu. Mamy medal i to jest najważniejsze.

Kiedy dotarło do Was, że zdobyłyście brąz?

- Chyba na ceremonii dekoracji. Po wygranej z Niemkami byłyśmy w lekkim szoku i dopiero, gdy zawisły na naszych szyjach medale, mogłyśmy je sobie pooglądać, podotykać, wtedy pojawiła się euforia i uwierzyłyśmy w to, co się stało.

Sztab szkoleniowy w zaledwie kilka miesięcy potrafił stworzyć trzecią drużynę Europy.

- To jest niesamowite osiągnięcie tego zespołu. Stworzony on został zaledwie 4 miesiące temu i możemy być naprawdę dumne, że udało się osiągnąć taki sukces. Ogromna w tym zasługa trenera Matlaka, który konsekwentnie przez te 4 miesiące, dzień po dniu, to wszystko składał. Jednocześnie duże słowa uznania dla trenera Makowskiego, który w tak trudnej chwili potrafił się odnaleźć i poprowadzić nas do medalu.

Komu dedykujecie ten medal?

- Oczywiście trenerowi Matlakowi i pani Asi - jego żonie.

Jest sukces, musiało być i świętowanie...

- Nie było ono długie, bo już we wtorek część zawodniczek musiała się rozjechać do swoich klubów, ale zdążyłyśmy uczcić ten brąz.

Co szczególnie zapamiętasz po tych mistrzotwach?

- Przede wszystkim niesamowitą atmosferę, jaka panuje w tej drużynie. Poza tym, w życiu nie przypuszczałam, a już szczególnie po sezonie spędzonym na ławce, że przyjdzie mi grać w pierwszej szóstce reprezentacji Polski i jest to coś niesamowitego dla mnie. Ten turniej pozostanie na zawsze w mojej pamięci, a ten medal jest dla mnie cztery razy cenniejszy niż każdy inny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×