Marcel Gromadowski: Czuję mały niedosyt

Powoli dobiega końca pierwszy sezon Marcela Gromadowskiego we włoskiej Serie A. Polski atakujący trafił do drużyny wicemistrza kraju i choć przypadła mu rola rezerwowego, to robi co może, by zapracować na więcej w przyszłości. Przy okazji Final Four LM, Marcel wraz z Coprą Piacenza zawitał do łódzkiej hali MOSiR, gdzie został bardzo ciepło przywitany przez rodzimych kibiców.

W tym artykule dowiesz się o:

Kibice

Polscy kibice słyną na całym świecie z wspaniałego dopingu, dlatego też nie zaskoczyła mnie atmosfera na trybunach. Przyznam jednak, że byłem nieco zdziwiony gorącym aplauzem za każdym razem, kiedy pojawiałem się na boisku. To bardzo fajne uczucie. W zasadzie jest to mój pierwszy turniej przy tak dużej widowni. Mecze ligowe nie mają aż tak licznej publiki, zwłaszcza we Włoszech. Kibice doskonale się bawili, zagrzewając nas do walki. Turniej Final Four był zorganizowany fantastycznie.

Finał

W półfinale spotkaliśmy się z Sisleyem Treviso, który w starciach ligowych miał niekorzystny bilans meczów z nami. Myślę więc, że chcieli się zrewanżować i to ich trochę zgubiło. To wprawdzie zupełnie inny turniej, o znacznie wyższą stawkę, ale mimo to rywalizacja z ligowych parkietów pozostawała gdzieś w tle. Zagraliśmy lepiej wyblokiem pasywnym i podbiliśmy znacznie więcej piłek w polu – to był klucz do zwycięstwa nad mistrzem Włoch. Nie ukrywam, że ta wygrana dodała nam skrzydeł i podeszliśmy do meczu finałowego z ogromną wiarą w zwycięstwo. Podbudował nas również półfinał Skra – Kazań, w którym polski zespół walczył z Rosjanami jak równy z równym i naprawdę mało brakowało, aby wygrali. Utwierdziło nas to w przekonaniu, że jest to jak najbardziej przeciwnik do ogrania. Tym razem, niestety nie udało się wygrać Ligi Mistrzów, ale uważam, że pokazaliśmy dobrą, dojrzałą siatkówkę i to może nas cieszyć

Niedosyt

Czuję mały niedosyt. Chciałbym pojawiać się na boisku częściej. Taka jest jednak koncepcja szkoleniowca i muszę się z tym pogodzić. Uważam, że dobrze wykorzystuję szansę, jaką dostaję od trenera pojawiając się na boisku i mam nadzieję, że w przyszłości mój udział w grze nie będzie już tak incydentalny, jak w bieżącym sezonie. Wbrew pozorom nie jest łatwo, stojąc w kwadracie większą część meczu, wejść na zagrywkę i dobrze ją wykonać. To nie jest zwykłe przebicie piłki. Wchodzę na zagrywkę z konkretnym zadaniem. Trener doskonale wie, że to nie jest łatwe, i ilekroć zepsuję serw, to nie krzyczy, a zachowuje się jak w finale z Kazaniem – poklepuje, pociesza. Tak traktuje wszystkich i dlatego mamy w zespole bardzo dobrą atmosferę. Każdy jest na równych prawach, nie ma lepszych i gorszych.

Drużyna

Tworzymy bardzo zgraną grupę ludzi, która ma jeden, wspólny cel – grać najlepiej, jak potrafimy. Wszyscy jesteśmy ludźmi i rozumiemy, że każdy może mieć słabszy dzień. Nie ma takich sytuacji, że ktoś na kogoś się wydziera, wypomina co zrobił źle, poucza. W różnych klubach różnie to bywa. U nas jest duży spokój i bardzo się z tego powodu cieszę. Tworzymy, można powiedzieć, wielką rodzinę i często się zdarza, że po meczu idziemy na wspólną kolację, razem z rodzinami. Na takich kolacjach spotyka się ponad dwadzieścia osób. Rozmawiamy, dzielimy się wrażeniami, żartujemy. Rozmowy z obcokrajowcami są niezwykle ciekawe i dają nowe spojrzenie na rzeczywistość, wzbogacają wnętrze. Poza tym pomagają mi wdrażać język włoski do codziennego użytku. Jak mi idzie nauka włoskiego? Nie miałem wyjścia – musiałem się szybko nauczyć języka, bo inaczej z nikim w klubie bym nie porozmawiał. Kilku zawodników mówi po angielsku, ale trener, lekarz czy fizjoterapeuta, kompletnie nie.

Partnerka

Do Włoch przyjechałem z moją dziewczyną. Na początku było jej trochę ciężko, ale odkąd „załapała” język i znalazła pracę, jest już bardzo dobrze. Najgorzej, jak człowiek nie ma co robić, zwłaszcza, że Piacenza to nie jest jakieś wielkie, ciekawe i bogate w atrakcje miasto. Moja dziewczyna pracuje w czymś podobnym, jak bar szybkiej obsługi, tyle że jest to wysokiej klasy bar, a przy tym bardzo popularne miejsce, nie tylko w Piacenzy, ale również w całych Włoszech.

Przyszłość

Trochę zamieszania pojawiło się w związku z rzekomymi zmianami, dotyczącymi limitu obcokrajowców. Teraz z pewnością kluby będą czekać do czerwca, kiedy to FIVB ma podjąć ostateczną decyzję. Gdyby faktycznie limity weszły w życie, to zmieni się cała włoska siatkówka klubowa. Co będzie ze mną? Mam podpisany kontrakt na dwa lata, z możliwością przedłużenia na kolejny rok. Więc przynajmniej na następny sezon mam zapewniony byt w Coprze Piacenza. Zachowuję spokój i skupiam się na grze, podobnie jak cała reszta zespołu. Póki ostateczne regulacje nie wejdą w życie, nie ma co podnosić krzyku.

Komentarze (0)