Chciałbym pracować w Polsce - rozmowa z Daniele Riccim, trenerem Sparklingu Mediolan

W poprzednim sezonie przebojem wywalczył ze Sparklingiem Mediolan awans do Serie A. Obecnie pracuje z międzynarodową mieszanką wybuchową.Kocha swoją pracę i lubi nowe wyzwania. Być może kolejnym z nich będzie....Polska Liga Siatkówki.

Ilona Kobus
Ilona Kobus

Ilona Kobus: 9. miejsce po I rundzie spotkań to sukces czy porażka?

Daniel Ricci: Patrząc wyłącznie na wynik – porażka. Biorąc jednak pod uwagę okoliczności, w jakich funkcjonuje mój zespół, uważam że nie jest najgorzej. Po uzyskaniu awansu do Serie A1 klub opuściło większość zawodników i trzeba było kompletować skład na nowo. Mamy kilku klasowych siatkarzy, którzy grają w reprezentacjach swoich krajów, jak chociażby Kadziewicz, Millar, Gardner czy Samica. Prezentują dobre wyszkolenie techniczne, ale brak im zgrania. Do tego dochodzą problemy z mentalnością – brak wewnętrznego przekonania, że możemy w tym składzie i w obecnych realiach wygrywać. Klub boryka się z problemami finansowymi, co z pewnością wpływa na postawę zawodników.

Brak pieniędzy nie wpływa mobilizująco….

No właśnie…Mam też jeszcze dwa inne „problemy”, które nazywają się Dragan Travica i Matteo Martino. Ponadto czołowi zawodnicy, którzy mają ciągnąć grę, jak Gardner i Samica mają duże wahania formy – w trakcie jednego spotkania potrafią zagrać jeden set fantastycznie, a następny tragicznie.

Co jest nie tak z Martino?

Matteo Martino to bardzo ciekawa osobowość. Wielki talent, który już zdążył zadebiutować w reprezentacji Włoch, ale z drugiej strony człowiek bardzo skryty i zamknięty w sobie. Trudno z nim nawiązać kontakt, prawie w ogóle nie rozmawia z kolegami. Mimo to staram się do niego dotrzeć i zrozumieć w czym tkwi problem.

A Dragan Travica?

Ten 22- letni rozgrywający także jest w szerokim składzie kadry narodowej. Cechuje go ogromna wola walki. Jest odważny i nie boi się ryzyka w grze, mimo że przyszło mu grać ze znacznie bardziej doświadczonymi kolegami. Przed nim jeszcze bardzo wiele pracy, szkolenia techniki i nabierania rutyny. Stawiam jednak na niego, ponieważ widzę w nim ogromną przyszłość. Zawodnicy często się denerwują, że brakuje mu precyzji i muszą poprawiać jego błędy w akcji. Na przykład Kadziewicz potrzebuje szybkiego i dokładnego dogrania piłki, lubi grać krótkie przesunięte. Travica jak dotąd ma problemy z tymi elementami i na chwilę obecną nie jest najwygodniejszym rozgrywającym dla polskiego środkowego. Zespół powinien zrozumieć, że to młody chłopak i dopiero się uczy. Przede wszystkim jednak powinni pilnować gry, trzymać równy poziom i nie oglądać się na innych. Na razie tak nie jest i to staje się powoli najbardziej dokuczliwym problemie w mojej drużynie.

Jak w świetle tych trudności wygląda sytuacja Łukasza Kadziewicza?

Fizycznie jest już ok, ale brakuje mi jeszcze dynamiki i czucia gry. Nie grał ponad trzy miesiące i teraz będzie mu bardzo trudno odbudować formę. Będę go sukcesywnie wpuszczał na boisko, aby odnalazł się w zespole. W wyjściowej szóstce wyjdzie dopiero wtedy, gdy uznam, że jest całkowicie gotowy do gry. Nie dlatego, że mu nie ufam, ale ponieważ bardzo mi zależy, aby pierwszy mecz po tak długim postoju zagrał na pełnych obrotach i wypadł dobrze. Był sprowadzony do Sparklingu jako szóstkowy gracz i takim pozostaje. Bardzo go brakuje w drużynie. Kadziewicz ma charakter wojownika i w ciężkich momentach mógłby wspomóc zespół. Bardzo żałuję, że tak się potoczyła jego kariera tutaj. Mam jednak nadzieję, że jeszcze w tym sezonie zdąży zaprezentować swoje walory, a przede wszystkim pomóc zespołowi w walce o play off.

Zdążył go Pan trochę poznać?

Staram się z nim czasem rozmawiać, ale doskonal wiem, że może preferować towarzystwo swoich rówieśników, więc nie narzucam się zbytnio (śmiech). Łukasz jest trochę szalony, ale w pozytywnym sensie. Wiem, że w przeszłości sprawiał kłopoty, ale ja nie powiem na niego złego słowa. Kiedyś pracowałem w Olimiakosie Pireus z Dawidem Murkiem, który jest bardzo skrytym i zamkniętym człowiekiem. Kadziu jest zupełnie inny – otwarty, rozmowny, towarzyski.

Po sezonie kończy się Pana kontrakt ze Sparklingiem Mediolan – co będzie dalej?

Najprawdopodobniej zacznę się rozglądać za nową pracą. Jeżeli klub zdoła rozwiązać problemy finansowe i zgromadzi fundusze na zakup co najmniej trzech bardzo dobrych zawodników, z którymi będę mógł powalczyć o coś więcej niż przetrwanie, to rozważę możliwość pozostania tutaj. W innym wypadku na pewno odejdę. Praca w tej grupie, którą mam teraz daje mi satysfakcję, bo jest tu naprawdę fajny zespół. Jeśli jednak człowiek miał okazję walczyć wcześniej o najwyższe cele i posmakować sukcesu, to walka li tylko o ligowy byt nie jest satysfakcjonująca.

Może Polska?

Kto wie. Dwa lata temu dostałem propozycję współpracy z Częstochowy. Byłem nawet na rozmowach z włodarzami klubu i muszę przyznać, że wywarli na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Dostałem 2 dni na przemyślenie propozycji. W tym czasie byłem już jednak po słowie ze Sparklingiem Mediolan. Dwie doby spędziłem na rozmyślaniu co dalej począć. Od dawna byłem zainteresowany pracą w Polsce, a propozycja od AZS Częstochowa była naprawdę korzystna. Ponieważ jednak jestem człowiekiem honoru, zdecydowałem dotrzymać danej obietnicy i podjąłem pracę w Sparklingu Mediolan. Z perspektywy czasu żałuję tej decyzji, choć miniony sezon, kiedy wywalczyliśmy awans do Serie A był wyjątkowy.

Na czym polegała ta wyjątkowość?

Graliśmy w Serie A2, która z zasady nie cieszy się zbytnią popularnością. Tymczasem u nas zaledwie kilka razy na mecz przyszło mniej, niż dwa tysiące ludzi. Cały klub żył siatkówką – od prezesa, przez zawodników i sztab szkoleniowy, po sprzątaczki. Wszyscy wierzyli w sukces i wspierali nas jak mogli. Mediolan jest wyjątkowym miejscem na siatkarskiej mapie Włoch. Pomimo iż mamy tutaj dwa klasowe kluby piłkarskie, to posiadamy sporą rzeszę wiernych kibiców, którzy zawsze są z nami. Hala może nie pęka w szwach, ale gdy zjeżdżają tutaj takie sławy jak Sisley czy Macerata, wtedy na trybunach zasiada komplet publiczności. W innych miastach, może poza Trento, często trybuny świecą pustkami.

Czyli odwrotnie, niż w Polsce….

W Polsce są obecnie bardzo dobre warunki dla siatkówki – coraz większe pieniądze, coraz wyższy poziom, organizacja, a przede wszystkim wspaniała publiczność. Koniunktura jest niezwykle przychylna – media, sponsorzy garną się do siatkówki, podczas gdy w moim rodzinnym kraju odbywa się zupełnie odwrotny proces. Byłem kilka razy w Polsce. Pierwszy raz na kwalifikacjach olimpijskich do Sydney w 2000 roku, a potem na finałach Ligi Światowej 2001 i 2007. Za każdym razem byłem oczarowany polską publicznością oraz gościnnością Waszych rodaków. Zwiedziłem przede wszystkim Katowice, ale również Częstochowę i Oświęcim. Bardzo chciałbym zobaczyć Kraków. Być może w najbliższym czasie wybiorę się na krótką wycieczkę do tego pięknego miasta.


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×