Magdalena Godos po zakończeniu sezonu 2008/2009 przeniosła się z Calisii Kalisz do AZS Białystok. Jednak pierwsze spotkanie w barwach nowego klubu rozegrała dopiero w drugiej serii spotkań PlusLigi Kobiet. Wszystko spowodowane było kontuzją, która uniemożliwiała treningi zawodniczce przez długi czas. Jak czuje się teraz? - Mam troszeczkę przeciążoną prawą nogę. Jest trochę spuchnięta, ale jakoś gram i trenuję. Wiadomo, na meczach, treningach trochę nabiegam się i naskaczę i rzeczywiście czuje się to obciążenie. Mam nadzieję, że dam radę. Lekarz, który wykonywał zabieg mówił, że mogę trochę to odczuć - mówi.
- Nie robię jeszcze wielkich przyspieszeń, ani wielkich wyskoków. Staram się to nadrabiać w innych elementach. Dziewczyny też mi pomagają. Starają się dogrywać w punkt, żebym tak dużo nie biegała i tak jakoś dajemy radę na razie - dodaje. Od momentu pojawienia się rozgrywającej w składzie białostoczanek, drużyna gra lepiej. We wcześniejszych spotkaniach nie udało się zdobywać punktów. Pierwsze udało się zdobyć na terenie beniaminka z Łodzi.
Była rozgrywająca m. in. Calisii Kalisz oraz Centrostalu Bydgoszcz sukcesu w pojedynku z łodziankami upatruje w ciężkiej pracy, jaką zespół wykonał pod okiem nowego trenera. - To rzeczywiście było dla nas ważne zwycięstwo. Trener powiedział nam przed spotkaniem, że mimo porażki we Wrocławiu, poczyniliśmy mały krok naprzód i ma nadzieję, że to właśnie teraz będzie ten przełomowy moment. Trenowałyśmy przez ten tydzień ciężko, widać było po nas wyczerpanie, ale jak widać nasza praca nie poszła na marne i zaowocowała w tym meczu - twierdzi.
AZS Białystok, w opinii wielu ekspertów i znawców, był bez szans w konfrontacji z Budowlanymi. Zawodniczki zdawały sobie z tego sprawę. - Czytałam wiele opinii, które mówiły, że do Łodzi jedziemy i stoimy na przegranej pozycji. Mówiły one, że Budowlani mają taki skład, że powinni z nami wygrać 3:0 - mówi Godos. Siatkarek z Podlasia te komentarze nie podłamały, a nawet wzmocniły. - Poprawiłyśmy naszą grę, chociaż zdarzały się nam przestoje w końcówkach. Przez cały set gramy pewnie, wygrywamy akcje, a nagle w końcówce robi się nerwowo. Musimy unikać takich sytuacji. Poza tym to był mecz nerwów. Nam bardzo zależało, one grały u siebie, też chciały rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Na szczęście to my zagrałyśmy zespołowo, każda przyczyniła się w pewnym stopniu do tego zwycięstwa. Nawet zawodniczki wchodzące z ławki. Stworzyłyśmy zgrany kolektyw - wyjaśnia.
Po tym spotkaniu wiele osób nie jest w stanie powiedzieć na co stać białostocki zespół. Wiesław Czaja i jego ekipa udowodnili, że są w stanie rywalizować z teoretycznie silniejszymi od siebie. - Dużo osób skazało nas na baraże. Mam nadzieję, że sytuacja się ustabilizuje, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i sportowym. Będziemy dochodziły do punktu, w którym swoją ciężką pracą będziemy przekazywać nasze umiejętności oraz serce do gry, żeby po każdym meczu mieć świadomość, że zagrałyśmy wszystko, na co było nas stać. Nie ukrywam, nie ma u nas wielkich gwiazd. Musimy grać zespołowo, liczyć na siebie, każda musi pomagać i myślę, że w każdym meczu będziemy się bardziej scalać, grać lepiej, pod warunkiem, że będziemy ciężko pracować - argumentuje była rozgrywająca reprezentacji Polski.
Już we wtorek Akademiczki czeka niezwykle ważny pojedynek w kontekście walki o utrzymanie. Do Białegostoku przyjedzie Gedania Żukowo, która do tej pory nie zdołała wygrać ani jednego seta. - Naszym atutem jest własny parkiet. Kibice w jakimś stopniu pomogą i zmobilizują nas. Gedania na pewno będzie chciała wyrwać nam te trzy punkty. Liczę na to, że dalej będziemy na tej fali wznoszącej starały się wygrywać kolejne spotkania, bo takie zwycięstwa nas budują. Mam nadzieję, że nie odpuścimy, bo znajdujemy się w takiej fazie, w której niezwykle potrzebujemy punkty, żeby odbić się od dna tabeli - dodała na zakończenie Godos.