Wszedł z ławki i pomógł, ale to było za mało. Bartosz Bednorz docenił Francuzów

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Monika Pliś
WP SportoweFakty / Monika Pliś
zdjęcie autora artykułu

- Trudno rozkładać grę na czynniki pierwsze, skoro decydują dwa punkty - uważa Bartosz Bednorz, przyjmujący reprezentacji Polski po przegranej w półfinale Ligi Narodów z Francją 2:3.

W tym artykule dowiesz się o:

Polacy objęli prowadzenie w meczu po wygranej w pierwszym secie do 22, ale dwie kolejne partie padły łupem Francuzów 25:23 i 25:22. Później jednak ekipa Nikoli Grbicia zdołała się podnieść i zwyciężyć 25:20, lecz w tie-breaku uległa 16:18.

- Taki jest sport - czasem bywa okrutny i czasami decydują niuanse. Tak było teraz. Szkoda, bo ta piłka była bardzo blisko. Ja byłem bardzo blisko jej podbicia, ale uciekła mi noga, poślizgnąłem się i nie zdążyłem już jej sięgnąć - opisuje ostatnią akcję Bartosz Bednorz.

Przyjmujący reprezentacji Polski nie chciał silić się na bardziej dogłębną analizę spotkania, bo - jego zdaniem - liczy się efekt końcowy. Czyli to, że wygrała Francja.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Mecz z Francją nie przekonał go. "Boje się"

- Trudno rozkładać grę na czynniki, skoro decydowały dwa punkty. Jeżeli to była dominacja w jedną stronę, wtedy moglibyśmy znaleźć jedną lub dwie przyczyny, czy element, który po prostu szwankował. U nas myślę, że to wszystko falowało - powiedział.

- Francja to zespół, który słynie z dobrej obrony, więc byliśmy na to gotowi. Mieliśmy też problemy z zagrywką. Zadecydowały niuanse i to Francja wygrywa. My mieliśmy też swoją szansę. Teraz nie ma co już rozgrzebywać. To już jest historia. W niedzielę walczymy o brązowy medal i to jest dla nas teraz najważniejsze - zaznaczył.

Les Bleus rozpoczynali mecz z Benjaminem Toniuttim na pozycji rozgrywającego, a kończyli z Antoine Brizardem, który w szóstce rozpoczął trzeciego seta i już pozostał na boisku do końca gry.

- Nie powiedziałbym, że mieliśmy problem z czytaniem gry Brizarda, ponieważ w ważnym momencie, w tie-breaku Kuba Kochanowski wyskoczył bodajże trzy razy z rzędu do środkowego, co było idealną decyzją, więc czytaliśmy tę grę. Natomiast jest to rozgrywający klasy światowej i wszyscy tak naprawdę są z najwyższej półki. Trzeba oczekiwać tego, że zarówno my jak i przeciwnik będzie grał po prostu swoją najlepszą siatkówkę. Czy tak było w sobotę? Nie wiem, lecz szczęście dzisiaj było po stronie Francuzów - skomentował Bednorz.

Nasz rozmówca z kolei nie rozpoczął spotkania w składzie wyjściowym, ale w trzecim secie pojawił się na boisku w miejsce Wilfredo Leona i to on dokończył to spotkanie.

- Oczywiście wchodzenie z ławki nigdy nie jest łatwe, lecz reprezentacja zmusza nas do tego, żeby być gotowym do każdej roli - czy to jest rola wchodzącego, czy zaczynającego spotkanie. W klubach nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc to nas też wiele uczy. Na kadrze takie sytuacje mają miejsce, więc trener zawsze powtarza, że trzeba być gotowym, bo nigdy nie znamy tak naprawdę momentu, w którym nas wywoła. Czasami to jest ułamek sekundy, w którym nas potrzebuje - mówi Bartosz Bednorz.

W niedzielę Biało-Czerwonym pozostanie walka o trzecie miejsce w tegorocznej Lidze Narodów ze Słowenią, która w półfinale przegrała 0:3 z Japonią.

- Z takim wsparciem, jakie tutaj mamy, myślę, że ten medal zdobędziemy, bo kibice na to zasługują za to jaka tutaj jest atmosfera. Myślałem sobie o tym, gdy wchodziliśmy do hali przed meczem. Mówiłem do któregoś z chłopaków, że marzyłbym, żeby każdy mecz PlusLigi tak wyglądał - skwitował przyjmujący reprezentacji Polski.

Mecz Polska - Słowenia odbędzie się w niedzielę o godzinie 17:00. Trzy godziny później w finale Francja zagra z Japonią.

Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty