Kapitalny bilans Nikoli Grbicia. Rozpalił "polskie piekiełko" tuż przed IO [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Nikola Grbić
WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Nikola Grbić
zdjęcie autora artykułu

Nikola Grbić przez ostatnie dwa sezony przyzwyczaił kibiców do pasma sukcesów. Przed Serbem egzamin dojrzałości. Igrzyska olimpijskie pokażą, ile warta jest dwuletnia praca i bilans 87 procent wygranych meczów z Polakami przed turniejem w Paryżu.

- W Polsce mieszka 40 milionów trenerów, z których każdy wie lepiej, co powinien zrobić selekcjoner. Kiedy zawodnicy zajdą na szczyt, są królami, a jeśli słabiej im pójdzie, stają się ofiarą krytyki. Nawet Michaela Jordana nikt nie oszczędzał, gdy grał słabiej - powiedział Gheorghe Cretu w jednym z wywiadów.

Rumun przez sześć lat pracował w naszym kraju, mentalność kibiców siatkówki poznał w tym czasie bardzo dobrze. Z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle stanął na najwyższym stopniu podium Ligi Mistrzów, doskonale poznał uczucie, jaki towarzyszy szkoleniowcowi, kiedy jest na szczycie. Wcześniej prowadził Indykpol AZS Olsztyn, Cuprum Lubin i Asseco Resovię. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że bywał także na przeciwnym biegunie, jeśli chodzi o sympatię kibiców.

Nikola Grbić w kraju nad Wisłą kojarzy się z sukcesami. Najpierw ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, a ostatnio reprezentacji Polski. Te ostatnie mocno zaostrzyły apetyty na pierwsze od 1976 roku olimpijskie złoto. Już dawno bowiem nasza kadra nie miała szkoleniowca, pod którego wodzą byłaby aż tak skuteczna. W ostatnich dwóch latach z 68 oficjalnych meczów, wygraliśmy aż 59, co stanowi 87 procent skuteczności! Siatkarski świat spogląda z zazdrością, tymczasem kibice w kraju krzyczą: mało!

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Cristiano Ronaldo pokazał ludzką twarz. "Jest w porządku gościem"

Zadziwiające, bowiem od ubiegłego wieku czekamy na szkoleniowca, który przełamie trwającą niemoc i sprawi, że Hubert Jerzy Wagner przejdzie do legendy razem z pamiętnym złotym medalem z Montrealu. Nie zdołał tego uczynić Raul Lozano, który wprowadził Polaków na siatkarskie salony, a po nim inni wielcy - Andrea Anastasi, Stephane Antiga i Vital Heynen. Wierzymy, że niemoc zagranicznych szkoleniowców przerwie Nikola Grbić. Nikt wcześniej nie był tak skuteczny i chyba nikt wcześniej nie mierzył się z tak wielką presją. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że nawet brązowy medal Ligi Narodów u progu paryskiego turnieju jest traktowany jak porażka.

Grbić doskonale zdaje sobie sprawę, jaka jest jego misja w Polsce. Podpisując umowę, wielokrotnie słyszał, że to nie mistrzostwa świata czy Europy są celem. Polska czeka na medal igrzysk olimpijskich, najlepiej złoty. Serb od kilku lat konsekwentnie realizuje swoją koncepcję. Sam doskonale zna smak triumfu na najważniejszej sportowej imprezie, w 2000 roku w Sydney sięgnął po złoto jako zawodnik z kadrą Serbii. Przez 24 lata zapewne zdołał zatęsknić za smakiem tego sukcesu. Bez wątpienia rozumie oczekiwania Polaków.

Brązowy medal Ligi Narodów stanowi potwierdzenie, że pomysł Nikoli Grbicia ma mocne fundamenty, a obrany kierunek jest właściwy. Trwająca kilka lat selekcja dobiega końca. Nikt Serba nie wyręczy w wyborze dwunastu graczy, na których barkach spocznie podobna presja. Śpieszyć się nie wypada, bowiem wspomniane na początku tekstu 40 milionów trenerów niebawem spoglądać będzie w jednym kierunku, w kierunku Paryża. Ciężar tych spojrzeń spocznie na barkach zaledwie kilkunastu osób, które będą musiały udźwignąć nie tylko oczekiwania całego narodu, ale również stawkę meczu, która z każdym kolejnym spotkaniem będzie rosła.

Warto o tym pamiętać. Bez względu na to, jak poszczególne zespoły traktowały w ostatnich latach Ligę Narodów, Polacy za każdym razem stawali na podium. Na mundialu zabrakło niewiele do złota, powstrzymali nas Włosi. Na mistrzostwach Europy byliśmy bezkonkurencyjni. Bez względu na skład, w jakim występowaliśmy, znakiem firmowym Biało-Czerwonych była stabilizacja, zarówno jeśli chodzi o jakość, jak i końcowy wynik.

Nikola Grbić był dotychczas gwarantem sukcesu. Medal wywalczyliśmy w niedzielę w Lidze Narodów, kilka tygodni przed startem igrzysk olimpijskich. Warto docenić ten wynik, zamiast rozpalać "polskie piekiełko". Presja "ugotowała" już nie jednego zawodnika czy szkoleniowca. Dlatego do turnieju w Paryżu podejdźmy raczej na chłodno. Ewentualne grillowanie zawodników czy sztabu szkoleniowego pozostawmy sobie na "po igrzyskach" z nadzieją na to, że koniec końców będziemy chłodzić szampany.

Jacek Pawłowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: Im później poznamy kadrę na igrzyska, tym będzie tylko gorzej. Wpadliśmy w olimpijską paranoję [OPINIA]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty