Przestańmy mówić, że jesteśmy faworytami igrzysk! [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski - Bartosz Kurek, Jakub Kochanowski, Kamil Semeniuk
PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: siatkarze reprezentacji Polski - Bartosz Kurek, Jakub Kochanowski, Kamil Semeniuk
zdjęcie autora artykułu

Memoriał Huberta Jerzego Wagnera to piękna tradycja w polskiej siatkówce. Turniej stał się próbą generalną przed najważniejszą imprezą sezonu reprezentacyjnego. Tyle, że w tym przypadku nie za wiele nam powiedział.

Minął ledwie tydzień od ogłoszenia olimpijskiej dwunastki przez trenera Nikolę Grbicia. Selekcja ta i tak już była odsuwana w czasie, a sam naciskałem, by doszło do niej jak najszybciej, bo już atmosfera wokół tych wyborów zrobiła się tak gęsta, że można byłoby ją kroić nożem, i to niezbyt ostrym. Napięcia płynącego z zewnątrz nie wytrzymywali już sami zawodnicy.

Dochodziło wtedy do absurdów, jakobyśmy na podstawie jednego - najlepiej ostatniego - meczu mieli ostatecznie decydować lub weryfikować, że ten się na igrzyska nadaje, a ten nie. Choć moim zdaniem jedno spotkanie o tym decydować nie powinno. Każdy ma prawo mieć lepszy lub gorszy dzień. Dlatego bardziej miarodajna wydaje się ocena na przestrzeni kilku dni lub nawet kilku tygodni. Od tego też była Liga Narodów.

Tymczasem jesteśmy po Memoriale Huberta Jerzego Wagnera i parę rzeczy się wywróciło do góry nogami. Narzekaliśmy podczas VNL, że Łukasz Kaczmarek jest raczej bez formy. Sam zresztą już wciskał dziennikarzom w mixed zone tytuły, że "lepiej napisać, że Kaczmarek się nie nadaje, bo to się lepiej klika w internecie" (ocenę takiego zachowania pozostawiam państwu). Tymczasem przez te trzy dni w Krakowie opinia publiczna zaczęła drżeć nie o jego dyspozycję, a Bartosza Kurka.

ZOBACZ WIDEO: Polacy rozgromili Egipt! Pierwsza wygrana w Memoriale

Podobnie zresztą na pozycji rozgrywającego - podczas meczu z Niemcami trener Nikola Grbić sięgnął po Grzegorza Łomacza w miejsce Marcina Janusza, który przecież był murowanym numerem jeden. Także na przyjęciu selekcjoner zmienił Kamila Semeniuka na Tomasza Fornala, który w ostatnich tygodniach wysyła sygnały, że jego forma jest najrówniejsza. Ale w przypadku pozostałych reprezentantów Polski są to większe lub mniejsze wahania. I nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie następnego dnia, a co dopiero za tydzień w Gdańsku czy za dwa w pierwszym meczu w Paryżu.

A może lepiej by było, gdybyśmy przestali mówić, że jesteśmy faworytami turnieju olimpijskiego? Tak naprawdę - poza Egiptem - każdą z drużyn, która zagra w Paryżu stać na medal. I tu znów możemy wymieniać: Brazylia, Włochy, Francja, USA. A w sumie dlaczego nie Słowenia, Japonia, Serbia czy Niemcy? Tylko nie patrzmy na całe igrzyska, a na poszczególne mecze. Czy w starciach grupowych Biało-Czerwonych z Brazylijczykami czy Włochami powiemy zdecydowanie, że jesteśmy faworytami?

Nawet jeśli powiemy, to absolutnie nic nie znaczy. Podobnie zresztą, jeśli zaprzeczymy. Oczywiście pozostaje jeszcze tu mecz z Egiptem, ale przy tak silnie obsadzonej grupie olimpijskiej, z której mogą wychodzić po trzy zespoły, każdy będzie chciał Faraonów zbić jak najwyżej, żeby broń Boże nie zostać "tą dziewiątą drużyną" w ogólnej tabeli, która nie awansuje do ćwierćfinału.

I choć pewnie w innych krajach nie ma aż tak dużego "narodowego ciśnienia", jestem przekonany, że zarówno Brazylijczycy, jak i Amerykanie, Włosi czy Francuzi chcą tego medalu tak samo bardzo jak my. Zakładając, że kwestia podium rozstrzygnie się pomiędzy tą piątką (a wcale tak nie musi być), po igrzyskach i tak pozostaną dwie ekipy z tego grona, które będą rozczarowane, choć miały takie same marzenia. Pamiętajmy, że na boisku po drugiej stronie siatki jest przeciwnik z dokładnie takim samym celem jak my, bo chyba o tym chwilami zapominamy.

Cały czas bazujemy na tym "ostatnim meczu". Zupełnie jakby to on już rozstrzygał czy mamy ten olimpijski medal czy nie. A do tego jeszcze bardzo daleko. Opieramy się na prawdopodobieństwie nie zakładając czarnego scenariusza. Ile razy w trakcie memoriału przeszły nam przez głowy myśli w stylu: "o matko, a może jednak to nie tego Grbić powinien wziąć?". I tak będzie aż do rozpoczęcia igrzysk. Nie zmienią tego dwa spotkania towarzyskie w Ergo Arenie.

Pozostaje usiąść, przyglądać się, może nawet wziąć notatnik i zapisywać wnioski. Koniecznie z datą, żeby 12 sierpnia sobie potem usiąść i albo powiedzieć: "a nie mówiłem!", albo pośmiać się/spalić ze wstydu z głupot, które się napisało. Ja Nikoli Grbiciowi ufam. To doświadczony szkoleniowiec, który wie, jak wygrywać. Także z reprezentacją Polski. Nawet jeśli zamieszał w tym kotle, wierzę że wie co robi.

Krzysztof Sędzicki, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też: Polacy nie gubią czujności po wygranych. "Uczulamy się na to"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty