Sobotni mecz w Kędzierzynie-Koźlu do najlepszych w wykonaniu tegorocznego beniaminka PlusLigi nie należał. Zespół Damiana Dacewicza nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki z ZAKSĄ, przez co nie udało się mu ugrać nawet seta. Dziwić może tak słaba postawa zawodników Pamapolu Wieluń, ponieważ w głowach kibiców cały czas pozostaje mecz z 5. kolejki, kiedy to beniaminek o mały włos nie był autorem sensacji rozgrywek. - Ten pojedynek rozpoczął się inaczej niż spotkanie w Jastrzębiu. Tam wygrywaliśmy 2:0, a dopiero później przeciwnik złapał wiatr w żagle. Tym razem od początku nie potrafiliśmy zagrać tego, co potrafimy. Poza tym w nasze szeregi wkradł się paraliż, który spowodował, że graliśmy słabo i nie potrafiliśmy się przeciwstawić ZAKSIE - przyznał po spotkaniu z żalem w głosie Marcin Nowak.
Od pierwszych piłek mecz 7. kolejki PlusLigi nie układał się po myśli siatkarzy Pamapolu Wieluń. Zawodnicy Damiana Dacewicza razili nieskutecznością, szczególnie w ataku. - Od początku graliśmy słabo. Nie byliśmy do końca wyluzowani, co spowodowało, że zaczęliśmy popełniać proste błędy - tłumaczył środkowy. Zawodnik wyjaśnił, że na treningach zdarzają się podobne sytuacje. - Czasami podczas ćwiczeń potrafimy tak samo grać, zaczynamy seta w jakimś ustawieniu i tracimy kilka punktów z rzędu z powodu błędów we własnym ataku. Dokładnie tak samo było w pierwszym secie, później wywiązał się z tego paraliż, przez co już do końca nie potrafiliśmy zagrać swojej gry - powiedział.
Doświadczony środkowy stwierdził, że w sobotnim pojedynku nie było siatkarza, który ustrzegł się prostych błędów. - Słabsza gra w meczu z ZAKSĄ tyczy się każdego zawodnika. Nawet ja miałem akcje, w których mogłem podbić piłkę, a tego nie zrobiłem. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze kibice w Kędzierzynie, którzy bardzo mnie lubią i mecz wyglądał jak wyglądał - przyznał.
Trzeci set w wykonaniu Pamapolu Wieluń to o wiele lepsza postawa. Drużyna Damiana Dacewicza nie popełniała tylu niewymuszonych błędów, co w dwóch wcześniejszych odsłonach. Ponadto było widać determinację w grze beniaminka, przez co pojedynek nabrał tempa i stał się ciekawszy. - W trzecim secie udało nam się zacząć grać to, co potrafimy. Dzięki temu nasze poczynania wyglądały lepiej, co przełożyło się na bardziej wyrównaną grę - tłumaczył Marcin Nowak.
Zdaniem środkowego dyspozycja jego zespołu w trzeciej partii nie była szczytem jego możliwości. - Powinniśmy jeszcze dołożyć zagrywkę, która w całym spotkaniu nie była naszą mocną stroną. Ten element zdecydował o tym, że mimo wyrównanej gry, nie byliśmy w stanie ugrać w Kędzierzynie nawet seta. W trzeciej partii udało nam się zablokować dwa, może trzy razy, jednak nie zrobiliśmy rywalom żadnej innej szkody. Nie chodzi tylko o robienie przejść. Dodatkowo trzeba przecież zdobywać punkty przy własnym serwisie, żeby odrobić straty albo zdobyć przewagę. Nam się to niestety nie udawało - zakończył Marcin Nowak.