Przypadkowy turysta na lotnisku Chopina w poniedziałek doznałby szoku. W hali przylotów przywitałyby go setki osób. Wszystko ubrani na Biało-Czerwono. Wszyscy czekali na swoich idoli.
Nie ulega wątpliwości, że choć reprezentacja Polski siatkarzy oraz Julia Szeremeta wywalczyli srebro, to dla kibiców byli złoci. Przybyli z całej Polski, niektórzy z Poznania wygodną autostradą, inni jechali kilka godzin przez górskie drogi. Wszystko po to, by spotkać swoich idoli.
Lotnisko Chopina nawet w najbardziej optymistycznych szacunkach nie spodziewało się takich tłumów. Samolot miał wylądować o godzinie 13:00, ale przy wejściu już przed południem kotłowały się tłumy. Jeśli ktoś przyszedł kilka minut przed planowanym przylotem to nie miał szans dopchać się do pierwszych rzędów.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Tak wyglądał ostatni trening przed finałem igrzysk. Jedno rzuca się w oczy
Samolot z polskimi medalistami miał prawie 1,5 godziny opóźnienia. Nikogo to nie odstraszyło. Co chwilę z tłumu ktoś krzyknął spontaniczne "Polska, Biało-Czerwoni" i natychmiast reszta tłumu to podłapywała. Ktoś zagrał melodię na trąbce. Ten czas nikomu się nie dłużył. Świętowali wszyscy, rodziny zawodników, trenerów, postronni kibice. Mieli świadomość, że są świadkami czegoś wyjątkowego.
Chętnych było tak wielu, że zatrzymano także schody ruchome. Niektórzy byli sprytni, usiedli sobie na piętrze i mieli dogodny widok na całą scenę. Część znajdowała się nawet za szybami wejścia. I to dowodzi tego, że te srebrne medale tak naprawdę dla większości są złote.
Minuty mijały, a napięcie związane z oczekiwaniem rosło. Prowadząca spotkanie dziennikarka Aleksandra Szautenberg nawet powiedziała kibicom, żeby trochę stonowali, by sił wystarczyło już na moment, kiedy Szeremeta i siatkarze przejdą przez bramę lotniska.
W końcu o 14:53 przez bramkę przeszła Julia Szeremeta wraz ze sztabem. "Dla nas jesteś złota", "Julia, jesteś wielka!" - krzyczał zgromadzony tłum. Później dostała kwiaty w imieniu PKOl.
- Mówiłam, że leciałam po medal. Tak jak powiedziałam, tak uczyniłam. To były łzy trochę szczęścia, trochę porażki. Myślałam, że uda się przywieźć złoto do Polski - tłumaczyła wicemistrzyni.
Jeszcze głośniej było, gdy przyjechali siatkarze. Bartosz Kurek przejął mikrofon i rozbawił tłum. Na pytanie, czy są zmęczeni opowiedział. - Jesteśmy bardziej skacowa... - zażartował, czym wywołał salwy śmiechu u publiki.
Po zakończeniu przemówienia Kurka i części oficjalnej zrobił się prawdziwy chaos. Fani przedarli się przez ustawione barierki i robili sobie zdjęcia ze swoimi idolami. Dla dziesiątek dzieci i nastolatków to wspomnienie na całe życie. "Nie wierzę, że się udało" - można było usłyszeć po tym, jak ktoś wziął autograf swojego idola.
Trochę żal, że nasi medaliście nie mieli więcej czasu dla swoich kibiców. Spora część z nich nie doczekała się nawet fotki z idolami czy autografu. To nie sportowcy są jednak winni. Wszystko dlatego, że o 16:00 rozpoczynało się spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem. Sportowcy zostali zagonieni do autobusu. Odjechali w asyście eskorty. Kierowca autobusu zatrąbił dwa razy, czym wywołał euforię wśród fanów, którzy odprowadzili sportowców do autobusu.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Dosłownie szaleństwo. Tak kibice powitali siatkarzy i Szeremetę
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)