W tytule postawiona została dość kontrowersyjna teza, bo niby dlaczego najważniejsze klubowe trofeum - Liga Mistrzów - miałaby być zaledwie na otarcie łez? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Drużynami, które wezmą udział w turnieju finałowym w Łodzi będą Halkbank Ankara, Sir Susa Vim Perugia, JSW Jastrzębski Węgiel oraz Aluron CMC Warta Zawiercie. Każda z nich przed sezonem miała bardzo wysoko postawione oczekiwania. Brak zwycięstwa w Lidze Mistrzów będzie rozczarowaniem dla każdej z nich. Natomiast zwycięstwo, to pozwoli zakończyć sezon w dobrych nastrojach z poczuciem, że plan częściowo został wykonany.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Pokazał, ile ma koszulek Messiego. To coś więcej niż kolekcja
Zacznijmy od Halkbanku. Turecki klub nie jest faworytem tych rozgrywek, eufemistycznie rzecz ujmując. Drużyna która przed sezonem była typowana do walki o mistrzostwo ligi tureckiej zawiodła na całej linii, na każdym froncie. Jedynym pozytywnym aspektem tego sezonu jest awans do finałowej czwórki Ligi Mistrzów.
A przypomnijmy, że tego awansu wcale nie musiało być. Halkbank dopiero w złotym secie pokonał PGE Projekt Warszawa pozbawiając nas trzeciej polskiej drużyny w finałach.
Wcześniej zaliczył sporo wpadek w ligowych rozgrywkach i zajął dopiero piąte miejsce w fazie zasadniczej, co poskutkowało brakiem awansu do playoffów o mistrzostwo Turcji. Chwilę po wyeliminowaniu Projektu Warszawa, Halkbank zdecydowanie przegrał finał Pucharu Turcji z Fenerbahce Medicana Stambuł, w którego barwach występuje Fabian Drzyzga. Natomiast w rywalizacji o miejsca 5-8 przegrał zarówno z Alanya Belediyesporem, jak i Spor Toto Spor Kulübü, w międzyczasie zwalniając trenera Igor Kolakovicia.
Działacze tureckiego klubu są tak zdesperowani, że według włoskich mediów tuż przed turniejem próbowali dokonać wzmocnień, ściągając gwiazdy światowych boisk. Na szczęście zgody na rejestrację zawodników nie wyraził CEV.
Kolejnym zespołem, któremu przyjrzymy się bliżej będzie Perugia. Oczekiwania wobec włoskiego zespołu zawsze są najwyższe. W kadrze zespołu niemal same gwiazdy, zawodnicy znani na całym świecie. A jednak regularnie w kluczowych momentach zawodzą, czego wyśmienitym przykładem jest obecny sezon.
Zwycięstwo w Superpucharze Włoch na początku sezonu, tylko dwie porażki w sezonie zasadniczym ligi włoskiej, pierwsze miejsce w swojej grupie Ligi Mistrzów i spokojny awans do półfinału. Kiedy jednak przyszło do gry o wysokie cele, Perugia miała problem.
W półfinale Coppa Italia - porażka w tie-breaku z Rana Weroną, następnie rozczarowanie w play-offach o mistrzostwo Włoch. W rywalizacji do trzech zwycięstw o awans do finału Perugia prowadziła już 2:0, by ostatecznie przegrać tę rywalizację. Drużyna Kamila Semeniuka i Łukasza Usowicza wygrała co prawda rywalizację z Gas Sales Bluenergy Piacenzą o trzecie miejsce, ale to wciąż było rozpatrywane w kategoriach zawodu. Na dodatek - nie otrzymali za to nawet medali (we Włoszech medale otrzymują tylko mistrzowie).
Czas na polskich reprezentantów – JSW Jastrzębski Węgiel i Aluron CMC Wartę Zawiercie. Zarówno jedna jak i druga drużyna ten sezon może określić mianem słodko-gorzkiego. Na start sezonu to zawiercianie podnieśli trofeum, wygrywając z jastrzębianami w Superpucharze Polski. Kilka miesięcy później byliśmy świadkami odwrotnej sytuacji. W finale Pucharu Polski to Jastrzębski Węgiel okazał się drużyną lepszą.
Gdyby jednak zapytać zawodników obu drużyn o wagę poszczególnych tytułów, to najprawdopodobniej odpowiedzieliby, że najważniejszym trofeum jest naturalnie Liga Mistrzów. Kolejne miejsce w hierarchii zajęłoby Mistrzostwo Polski, natomiast Superpuchar i Puchar Polski zostałyby określone mianem trofeum trzeciej kategorii. Oczekiwania przed sezonem były znacznie wyższe.
Oba zespoły typowane były przez ekspertów do walki o złote medale PlusLigi. W tym kontekście to Aluron CMC Warta Zawiercie wypada korzystniej. Podopieczni Michała Winiarskiego przegrali w finale rozgrywek, a na ich szyjach zawisły srebrne medale. Jastrzębski Węgiel natomiast zawiódł na całej linii w playoffach. Najlepsza drużyna fazy zasadniczej PlusLigi zajęła dopiero czwarte miejsce - miało być zupełnie inaczej.
Biorąc pod uwagę szerokie spektrum sytuacji, wydaje się, że jedyną drużyną, która brak zwycięstwa w Lidze Mistrzów przyjęłaby ze zrozumieniem jest właśnie ekipa z Zawiercia. Superpuchar, dwa srebrne medale na krajowym podwórku - to już jest dobry wynik. Nawet ewentualna porażka w finale Ligi Mistrzów sprawiłaby, że „wstydu nie będzie”, zwłaszcza biorąc pod uwagę stan zdrowia kluczowych zawodników w ostatnich tygodniach. Oczywiście, zawiercianie czuliby niedosyt. Przegrane finały zawsze bolą, ale z perspektywy czasu to wciąż są medale.
Ogromny zawód, jakim bez wątpienia jest dla Jastrzębskiego Węgla brak medalu PlusLigi, zrównoważyć może jedynie złoty medal najważniejszych klubowych rozgrywek. Kolejne, trzecie z rzędu, srebro Ligi Mistrzów – mimo, że jest sporym osiągnięciem - traktowane byłoby w kategoriach porażki. Motywacji jastrzębianom na pewno nie zabraknie. Zabraknąć natomiast może im sił.
Sytuacja polskich zespołów jest daleka od komfortowej. Polska para swój mecz rozegra w sobotę o godzinie 14:45, podczas gdy druga para półfinałowa zagra w piątek o 20:00. W tej sytuacji, drużyny z pierwszego półfinału są uprzywilejowane, gdyż będą mieć całą sobotę na regenerację przed finałem.
I jest to o tyle trudna sytuacja, że polskie zespoły grę w lidze zakończyły w zeszłym tygodniu. Z kolei Perugia miała 2 tygodnie na przygotowywania, a Halkbank prawie miesiąc. Oczywiście, można podnieść argument, że może zabraknąć im rytmu meczowego - nie ważne jaki wynik, wytłumaczenie zawsze się znajdzie.
Dyskusja na temat sprawiedliwości takiego systemu w tym momencie nie ma już sensu. Jest to temat do rozważania w kontekście przyszłych rozgrywek, dzisiaj natomiast musimy zmierzyć się z tym, co zostało ustalone wcześniej.
Jedyną drużyną, której eksperci nie dają szans na złoto jest Halkbank. Za faworyta tamtej pary uważany jest zespół Perugii. I rzeczywiście, wszystkie gwiazdy zdają się sprzyjać włoskiej drużynie: najłatwiejszy rywal w półfinale, korzystny terminarz i niezależnie od tego, z kim zmierzyli by się w potencjalnym finale - przeciwnik z problemami, daleko od szczytowej formy. Pół żartem, pół serio - jeśli nie teraz to nigdy.
Niezależnie od tych argumentów, czekają nas trzy dni święta siatkówki w łódzkiej Atlas Arenie. Tylko jedna drużyna w niedzielę będzie świętować sukces, wszystkie pozostałe zakończą sezon z poczuciem niedosytu. Miejmy nadzieję, że na polskiej ziemi zobaczymy zwycięstwo polskiego zespołu.
Bądź na bieżąco, oglądaj mecze siatkówki online w Pilocie WP (link sponsorowany).