Niektórych poniosła fantazja - rozmowa ze Sławomirem Jungiewiczem, atakującym Farta Kielce

Fart Kielce jako beniaminek rozgrywek nieźle namieszał potentatom. O tym, czy jest gotowy na PlusLigę i czy w tym roku podopieczni Dariusza Daszkiewicza oraz Marty Radzimirskiej będą walczyli o awans do elity, rozmawialiśmy ze Sławomirem Jungiewiczem.

Michał Podlewski: Jak na razie Fart bardzo wolno rozkręca się po świątecznej przerwie. Nawet taki rywal jak Jadar nie był w stanie pobudzić was do pełnej mobilizacji?

Sławomir Jungiewicz, atakujący Farta: Chyba właśnie ta dość długa przerwa w rozgrywkach tak na nas podziałała. Rzeczywiście przeciwko Jadarowi nie zagraliśmy najlepszego meczu. Zaprezentowaliśmy wolę walki, ale widocznie była ona zbyt mała, żeby móc myśleć o zwycięstwie z ekipą PlusLigi.

Tymczasem pojedynek z Asseco Resovią Rzeszów w rozgrywkach Pucharu Polski pokazał, że nieprzypadkowo plasujecie się na wysokiej pozycji w tabeli pierwszej ligi.

- Na mecz z Asseco Resovią postawiliśmy sobie dość jasny cel. Chcieliśmy po prostu zaprezentować się z jak najlepszej strony. A że pod względem psychicznym nie czuliśmy żadnej presji, udało się nam zagrać rewelacyjne zawody. Teraz chcemy naszą grę przełożyć na ligę i liczyć się w walce o awans.

Tyle że przed przerwą świąteczną dostaliście lanie od Avii Świdnik. Wydawało się, że za bardzo uwierzyliście w swoją moc oraz to, że możecie wszystko wygrywać. Czy taki zimny prysznic był drużynie potrzebny przed świętami Bożego Narodzenia?

- Sam nie wiem, jak to się stało, że przegraliśmy dość gładko. Po prostu nie wychodziło nam nic. Rywalom tymczasem nie dość, że dopisywało szczęście, to wykorzystywali wszystkie możliwe sytuacje do zdobycia punktów. I tak to się skończyło. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że nie będziemy wygrywać wszystkich meczów. Taki jest sport.

Jako beniaminek i tak nieźle namieszaliście ligowym potentatom.

- Udało nam się pokazać z jak najlepszej strony. Nie ukrywajmy, że przecież o to właśnie chodzi.

Ale tylko pokazanie się było priorytetem graczy Farta?

- Myślę, że już w ubiegłym sezonie, gdy rywalizowaliśmy z Czarnymi Radom o zwycięstwo w lidze, mieliśmy okazję się pokazać. Teraz musimy jasno określić nasze cele. Wydaje mi się, że nie stawiamy na awans za wszelką cenę. My po prostu mamy wygrywać kolejne mecze.

Pompowanie planów awansu rzadko wychodzi klubom na dobre. Was można by więc nazwać "farciarzami" - w pełnym tego słowa znaczeniu. Mieliście grać o środek tabeli, tymczasem w środowisku aż trzęsie się od informacji, że Fart szykuje się do decydującej bitwy o awans.

- Utrzymanie miejsca w rozgrywkach pierwszej ligi to był nasz priorytet. I chyba przez ostatnie miesiące nie zmienił się. Gdy jednak zaczęliśmy wygrywać, niektórych poniosła niesamowita fantazja. Celem na dziś jest awans do play-offów i jak najlepsza gra w nich.

Obok piłki ręcznej i piłki nożnej, w Kielcach rośnie nowa sportowa siła. Myśli pan, że ta dyscyplina wpisze się w krajobraz stolicy świętokrzyskiego na stale?

- Gdy oglądam spotkania PlusLigi, dochodzę do wniosku, że w Kielcach jeszcze trochę brakuje do poziomu prezentowanego w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na mecze przychodzi jednak coraz większa liczba osób. Chcielibyśmy, żeby Kielce kojarzyły się również z siatkówką. My jako siatkarze chcemy to sprawić swoją grą. Mogę tylko obiecać, że zrobimy wszystko, by w Kielcach gościły ekipy z jak najwyższego szczebla.

Czy Sławomir Jungiewicz miał czas, żeby podjąć noworoczne plany, postanowienia?

- Przyznam szczerze, że nie mam jeszcze planów. Jako siatkarz chciałbym dysponować zdrowiem, móc spokojnie pracować, a także wygrywać mecze w barwach Farta.

Komentarze (0)