Korespondencja z Filipin - Arkadiusz Dudziak
Reprezentacja Polski miała zaskakująco trudny początek w starciu z Rumunią. Przeciwnicy Biało-Czerwonych w pierwszym secie mieli nawet piłkę setową w górze. Na szczęście Polacy w odpowiednim momencie wzięli weryfikację przy setbolu i wygrali premierową odsłonę 34:32.
- Nerwy rozpoczęcia turnieju zawsze są. Trzeba też oddać przeciwnikowi, że wywierał presję i nie było nam łatwo kontrolować meczu. W kolejnych dwóch partiach wyglądaliśmy tak, jak powinniśmy i to jest powiew optymizmu - komentuje kapitan Biało-Czerwonych Bartosz Kurek.
ZOBACZ WIDEO: Pod siatką: Niespodziewany bohater reprezentacji. Szczere słowa o Kurku i MŚ
- Po pierwszym secie zapanował spokój, wstrzeliliśmy się z zagrywką, narzuciliśmy swoje warunki gry. Dobrze, że zaczęliśmy od zwycięstwa, bo są faworyci, którzy nie poradzili sobie w pierwszych meczach. Taki urok dużego turnieju i tego, że gramy w nowym miejscu, bo każdemu jest ciężko wystartować - dodaje atakujący.
W rozmowach z mediami siatkarze naszej reprezentacji wielokrotnie podkreślali, że dłużyło im się oczekiwanie na pierwszy, mecz, ponieważ przyjechali na Filipiny aż tydzień przed spotkaniem z Rumunami. Kapitan podkreśla, że miało to jednak swoje plusy.
- Ten tydzień był ważny, żeby się zaaklimatyzować, żeby zwalczyć jetlag. Takie oczekiwanie nigdy nie jest jednak przyjemne. Cieszymy, że ten turniej już się odbywa - mówi zawodnik.
Wiele mówi się także o słabej frekwencji podczas meczu Polaków. Na trybunach Smart Araneta Coliseum zasiadło zaledwie 1785 widzów i to najmniejsza liczba ze wszystkich czterech czwartkowych meczów. Nawet na starcie Kanada - Libia przyszło o tysiąc kibiców więcej.
To dziwne obrazki jak na Filipiny, gdzie siatkówka cieszy się sporą popularnością. Kurek podkreśla jednak, że grał przy gorszej frekwencji.
- Widywałem turnieje w różnych krajach, gdzie było naprawdę pusto i było słychać tylko uderzenia piłki i pokrzykiwania kolegów z boiska. Trochę kibiców przyszło, ale słyszałem, że jest problem z cenami biletów. Jeśli to jest prawda, to mam nadzieję, że się to zmieni - podkreśla Kurek.
I może mieć rację. Ceny biletów wahają się od 500 do 8800 peso (od ok. 32 do prawie 560 złotych -przyp. red.) i uprawniają do wstępu na dwa mecze fazy grupowej. Jednak za w miarę dobre (choć nie najlepsze) miejsca trzeba zapłacić już minimum 2200 peso (ok. 140 złotych), co dla sporej części lokalnych fanów jest wydatkiem nie do przeskoczenia. Dzienna płaca minimalna w regionie Manili wynosi bowiem jedynie 695 peso (44 złote - przyp. red.). Do tego oglądaniu meczu Polaków nie sprzyjała z pewnością późna pora (21:30 lokalnego czasu).
Warto podkreślić, że to właśnie kapitan reprezentacji Polski jest jedną z osób, którą Filipińczycy wybrali do promowania całych mistrzostw. Jego wizerunek widnieje wszędzie na plakatach w okolicach areny Mall of Asia, a także na innych specjalnych instalacjach (więcej TUTAJ).
- Trochę nawet mnie to zaskoczyło, ale cieszę się, bo to duże wyróżnienie. Jeśli mogę spopularyzować siatkówkę w innym miejscu niż mój ojczysty kraj, to bardzo się cieszę - konkluduje Bartosz Kurek.