- Najgorsze wspomnienie mam z mistrzostw Europy w 2023 roku. Nie mogłem wtedy pomóc chłopakom na boisku (...). Musiałem oglądać mecze z boku, a jedyne, co mogłem zrobić, to kibicować, dodać otuchy, podpowiedzieć coś od siebie. To był naprawdę trudny czas - mam wrażenie, że na tych mistrzostwach Europy straciłem kilka dobrych lat życia - wspominał Bartosz Kurek na kilka dni przed wylotem na Filipiny podczas dnia medialnego w Łodzi.
I ziścił się najgorszy scenariusz, bo doszło do powtórki. Atakujący reprezentacji Polski grał w meczach fazy grupowej, w 1/8 finału i w ćwierćfinale. W półfinale miał jednak na sobie koszulkę libero i było jasne, że nie pomoże drużynie na swojej nominalnej pozycji.
Problemy z plecami stanęły na przeszkodzie, by mógł zagrać w prawdopodobnie najważniejszym meczu tego turnieju. Brak silnego prawego skrzydła był odczuwalny. Kewin Sasak jest świetnym zawodnikiem, ale mimo wszystko nie ma tak dużego doświadczenia ani ogrania, jak Kurek, ani w kadrze, ani w spotkaniach na takim poziomie.
Kiedy po ostatniej piłce Kurek wszedł na boisko do kolegów, gestem pokazał im, że są razem i walczą razem. Bo... w sumie nadal tak jest.
Do wygrania ciągle jest brązowy medal mistrzostw świata. W trzech ostatnich edycjach Biało-Czerwoni stawali na podium i teraz mogą dokonać tego po raz czwarty z rzędu. Dwa złote medale, srebrny i teraz brązowy. To byłoby piękne zwieńczenie tego trudnego sezonu reprezentacyjnego.
Kto wie, jak potoczyłby się mecz z Włochami, gdyby zdrowy był Kurek, gdyby w pełni sił był Fornal? Ale pamiętamy o tym teraz. Będziemy pamiętać jeszcze za kilka tygodni. Za kilka lat po prostu wspomnimy już sam końcowy rezultat. Ten półfinał z Italią nie miał też większej historii, o której będzie się opowiadać. Może to i lepiej.
Teraz wszystkie ręce na pokład, żeby wygrać z Czechami. Kto by pomyślał kilka tygodni temu, że to właśnie z tą kadrą przyjdzie nam grać o brązowy medal mistrzostw świata?
Dominika Pawlik, dziennikarka WP SportoweFakty