W historii polskiej siatkówki bywały okresy dominacji drużyn z Bełchatowa oraz Kędzierzyna-Koźla. Te czasy już minęły, ale oba kluby mają nadzieję na powrót na szczyt. Przed tym spotkaniem bliżej tego była PGE GiEK Skra Bełchatów, z czterema punktami po dwóch meczach. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wciąż czekała na swoje pierwsze zwycięstwo w sezonie 2025/2026 PlusLigi.
XXI wiek przyzwyczaił nas do tego, że mecze pomiędzy tymi dwoma drużynami zawsze obfitują w emocje i nie inaczej było dzisiaj. Nerwowy początek zaliczył Mateusz Czunkiewicz, który dwukrotnie popełnił błąd w przyjęciu. Na jego szczęście był to zaledwie nieudany wstęp do tego starcia.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Kołecki skomentował Tomasza Adamka we freak fightach. "Było mi przykro"
Obaj rozgrywający chętnie wykorzystywali swoich środkowych, jednak to ZAKSA wypracowała sobie niewielką przewagę na półmetku pierwszego seta (15:12). Bełchatowianie mieli kłopoty z finalizacją ataków, co wykorzystali goście i odskoczyli rywalom (23:17). Skra starała się zbliżyć, lecz margines błędu po ich stronie był minimalny. Niestety dla gospodarzy, nie wystarczyło sił i pierwszy set padł łupem ZAKSY.
Gdyby przyszło nam opisać drugą partię jednym słowem, byłaby to "zagrywka". Zarówno po jednej, jak i drugiej stronie ten element odegrał ważną rolę. Mało było długich wymian, akcje kończyły się zazwyczaj już w pierwszym ataku. Lepiej wychodzili z tej sytuacji kędzierzynianie, którzy w połowie seta wyszli na sześciopunktowe prowadzenie (16:10).
Trener Krzysztof Stelmach szukał szans na poprawę rezultatu w kwadracie dla rezerwowych, lecz ani Zouheir El Graoui, ani Bartosz Krzysiek nie potrafili odmienić losów tego seta. Kiepsko funkcjonował blok gospodarzy i podopieczni Andrei Gianiego kontrolowali końcówkę wygrywając ostatecznie 25:21.
Na początku trzeciego seta wróciły problemy zdrowotne Quinna Isaacsona. Amerykański rozgrywający opuścił boisko, a Skra wykorzystała brak zgrania kędzierzynian z Marcinem Krawieckim (7:10). Mimo tego, w decydującą fazę trzeciego seta drużyny wchodziły z wynikiem remisowym. Tam popisał się Bartłomiej Lemański - środkowy zanotował asa serwisowego, a następnie jego koledzy zablokowali Igora Grobelnego i przedłużyli swoje nadzieje na punkty wygrywając trzeciego seta (26:24).
Zmotywowani gospodarze dobrze rozpoczęli także kolejną partię (8:5). Andrea Giani dostrzegł problem i ponownie posłał na boisko Isaacsona, który mimo bólu chciał pomóc drużynie. Mimo tego, przewaga Skry wzrosła do sześciu oczek (14:8). Na nieszczęście bełchatowian zacięła się ich główna armata - Bartłomiej Lemański, a ZAKSA doprowadziła do remisu (16:16).
Przerwa na życzenie trenera Stelmacha wybiła rozpędzonych kędzierzynian z rytmu. Ponownie jednak w kluczową fazę wchodziliśmy z wynikiem remisowym (22:22). Koncentracji utrzymać nie potrafili skrzydłowi ZAKSY, którzy w dwóch ostatnich akcjach huknęli daleko w aut.
Gospodarze doprowadzili do tie-breaka, w którym emocje sięgnęły zenitu. Żaden z zespołów nie potrafił sobie wypracować przewagi. Nieoczekiwanym bohaterem po stronie bełchatowian był Bartosz Krzysiek, który imponował skutecznością. Zdobył aż sześć punktów i poprowadził swój zespół do zwycięstwa - Skra dokonała czegoś, co po pierwszych dwóch setach wydawało się niemożliwe.
PGE GiEK Skra Bełchatów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:2 (21:25, 21:25, 26:24, 27:25, 15:13)
Skra: Lemański, Pothron, Żakieta, Łomacz, Szalacha, Chitigoi, Szymura (libero) oraz Kędzierski, Krzysiek, Kubicki, Szymendera, El Graoui, Wiśniewski;
ZAKSA: Grobelny, Rychlicki, Jakubiszak, Urbanowicz, Szymura, Isaacson, Czunkiewicz (libero) oraz Krawiecki, Rećko, Szymański.
MVP: Bartosz Krzysiek.